reklama

Jędrek Połonina był bieszczadzkim bardem. Na jego nagrobku znajduje się krzyż z końskich podków [ZDJĘCIA, WIDEO]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Jędrek Połonina był bieszczadzkim bardem. Na jego nagrobku znajduje się krzyż z końskich podków [ZDJĘCIA, WIDEO] - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
8
zdjęć

Udostępnij na:
Facebook
Bieszczadzkie dziejeNa cmentarnym wzgórzu, tuż obok cerkwi w Kulasznem, w gminie Komańcza znajduje się grób z niezwykłym krzyżem stworzonym z podków końskich. To niejako symbol odzwierciedlający, jaki za życia był pochowany tam Andrzej Wasielewski, czyli Jędrek Połonina.
reklama

To jeden z najbardziej charakterystycznych grobów. W Kulasznem, między Zagórzem a Komańczą, na cmentarzu przy cerkwi św. Michała Archanioła - wzniesionej w 2006 roku, w pobliżu wcześniejszej, która spłonęła w pożarze w 1974 roku - znajduje się miejsce pochówku człowieka gór, wagabundy bieszczadzkiego oraz znanego artysty rzeźbiarza – Andrzeja Wasielewskiego, znanego wszystkim jako Jędrek Połonina. Zmarły artysta całe życie bardzo kochał konie, dlatego jego grób ozdabia osobliwy krzyż z podków, wykonany przez Janka „Betona” Mazura. To on podczas pogrzebu przyjaciela, łamiącym się głosem zaintonował przy dźwiękach gitary: „On zawsze mówił prosto w oczy, że kląć nie trzeba na ten świat, że można leżeć nawet w błocie i patrzeć na niebo pełne gwiazd”. Na głazie nagrobnym wyryto napis „Słuchałem pieśni strumienia, wycinanej czekanikiem na kamieniach”.

reklama

Fot. Kamil Mielnikiewicz

Na niebieskiej połoninie

Andrzej Wasielewski zginął 4 września 1995 roku. Wówczas po „hulance” był w drodze do Rzepedzi. Doszedł już nawet do dworca kolejowego w Komańczy, ale w ostatniej chwili zdecydował się wrócić do knajpy, z której niedawno wyszedł. Jędrek zginął pod kołami samochodu prowadzonego przez pijanego kierowcę. Opis pogrzebu bieszczadzkiego artysty zamieścił w swojej książce pt. „Majster Bieda, czyli Zakapiorskie Bieszczady” Andrzej Potocki.

reklama

Jak żeśmy odprowadzali go na cmentarz, po niebie żałobny granat chmur od Wielkiego Działu jak śmiertelny całun ciągnął się za nami. A jak żeśmy nad jego trumną stali, jastrząb zatoczył koło nad cmentarzem, jakby wypatrywał Jędrkowej duszy, ulatującej w niebiosa. Daleko na krawędzi widnokręgu rozległ się grzmot burzy niby tętent spłoszonego przez biesy tabunu koni, przeganianych z połoniny na połoninę. Jeszcze tyle piwa mogłeś wypić, tyle drewna w anioły przemienić, kałuż rozchlapać, koni ujeździć, kapeluszy zgubić... Jędrek...

– czytamy.

Fot. Agnieszka Skucińska

reklama

Rzucił wszystko i uciekł

Andrzej Wasielewski urodził się 1 lutego 1949 roku w Górznie. Kształcił się w Brodnicy, jednak pewnego dnia rzucił wszystko i uciekł. Maria Wasielewska, mama Andrzeja, powtarzała, że już od dziecka uciekał z domu, ale zawsze wrcał.

Trzy miesiące przed maturą również zbierał się do ucieczki. Myślę, że obawiał się czy zda maturę. Miał dobre oceny, profesorka mówiła, że zdałby bez problemu. On jednak obrał inną drogę. Wybrał wolność. Kiedy wyjeżdżał powiedział „jeszcze o mnie usłyszycie”

– mówiła.

W Bieszczadach pojawił się jako siedemnastolatek w 1966 roku i nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że właśnie znalazł swoje miejsce na Ziemi. Był zachwycony nie tylko krajobrazami, ale także zakapiorskim stylem życia. To właśnie tu stał się legendarnym włóczęgą – Jędrkiem Połoniną. Nigdzie nie zabawił na dłużej, często zmieniał miejsca zamieszkania. Mieszkał kolejno w Glinnem, Orelcu, Solinie, Terce, Krempnej, Wetlinie, Lesku, Zagórzu i na koniec w Kulasznem. Był między innymi pierwszym komisarzem Bieszczadzkiej Galerii Sztuki „Synagoga” w Lesku. Pracę zaproponował mu ówczesny dyrektor – Andrzej Potocki. Niestety już po trzech miesiącach pracę tę porzucił.

„Był w Bieszczadach i dla Bieszczadów człowiekiem wyjątkowym”

Andrzej Wasielewski, znany większości jako Jędrek Połonina był w Bieszczadach i dla Bieszczadów człowiekiem wyjątkowym. Znakomitym rzeźbiarzem, rysownikiem i malarzem – mistrzem dla wielu młodych artystów. Jego prace kupowali koneserzy, a sporą ich część posiadają bieszczadzcy przyjaciele. Jego rzeźba Ostatniej Wieczerzy i płaskorzeźbione stacje drogi krzyżowej znajdują się w kościele w Średniej Wsi. Jędrek Połonina był również pierwszym rozpoznawalnym bieszczadzkim kowbojem. W kapeluszu, konno przemierzał Bieszczady wzdłuż i wszerz. Szczególnie ukochał sobie Połoninę Caryńską i Połoninę Wetlińską, gdzie był częstym gościem w schronisku u ówczesnego gospodarza Ludwika Lutka Pińczuka.

Miał przyjaciół wśród artystów z całego kraju, po którym zdarzało mu się podróżować, szczególnie w krótkich okresach przerw od włóczęgostwa, gdy pracował jako dekorator czy scenarzysta. Korzystał z gościnności zaprzyjaźnionych malarzy, aktorów, poetów. Podobno Magda Umer osobiście odesłała go kiedyś z powrotem w Bieszczady, gdy zbyt długo zasiedział się w jej warszawskim mieszkaniu. Jędrkowi zdarzało się też wyśpiewać ogniskowe gawędy wraz z Wojtkiem Bellonem, dobrym przyjacielem, legendarnym bieszczadzkim bardem. Przy chacie w Kulasznem, swoim ostatnim domu, przygotowywał zaś organy z suszonych własnoręcznie łodyg dzięgielu zamiast rur, aby wiatr mógł „grać na lutni Pana”.

Rzeźbił coraz bardziej piękne madonny, anioły, kapele, malował jesienną paletą barw bieszczadzkie strachy i cerkiewnych świętych. Rozchodziły się te cudeńka po szerokim świecie i budziły zachwyt. Był wszędzie tam, gdzie nieludzko zatracał się tamten zakapiorski Bieszczad. Żył jak rock’a'rollowcy – z dnia na dzień, imprezując na całego przy każdej nadarzającej się okazji. Kochał piosenki Wołodi Wysockiego, ale jaszcze bardziej kochał alkohol. I kobiety. I konie. I psy. Przeszedł przez życie gwałtownie i szybko jak wiosenna burza (…) W swoim ziemskim jestestwie wpisał się w Bieszczad mitem kowbojskiego włóczęgi. Zamiast winchestera miał przytroczone do siodła rzeźbiarskie dłuta. Cudował nim świętych Pańskich albo i samego Boga z mateczką Maryjką. Jedni widzieli w nim zwyczajnego pijaka, inni genialnego artystę, a on nie zważając na to upadał i podnosił się, gubił kapelusze i sięgał po aureole

– wspomina Andrzej Potocki w książce „Majster Bieda, czyli Zakapiorskie Bieszczady".

WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama