reklama

Tam w Bieszczadach, gdzie dzisiaj znajduje się cmentarz, kiedyś tętniło życie turystyczne

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Z. Postępski (Bieszczady Nieznane/Zbigniew Maj)

Tam w Bieszczadach, gdzie dzisiaj znajduje się cmentarz, kiedyś tętniło życie turystyczne - Zdjęcie główne

Tam w Bieszczadach, gdzie dzisiaj znajduje się cmentarz, kiedyś tętniło życie turystyczne | foto Z. Postępski (Bieszczady Nieznane/Zbigniew Maj)

Udostępnij na:
Facebook
Bieszczadzkie dziejeAutorem tekstu jest historyk Zbigniew Maj, który w swoim wspomnieniu „Biwak na cmentarzu” przywołuje obraz Wetliny lat 70. XX wieku. Choć tytuł może budzić kontrowersje, miejsce, które opisuje, wówczas było zwykłą łąką, a nie cmentarzem. Zbigniew Maj zabiera czytelnika w podróż do czasów wakacyjnych biwaków, przyjaznej atmosfery wśród turystów i lokalnej społeczności oraz do pejzażu młodej, niemal dzikiej przyrody Bieszczadów.
reklama

„Biwak na cmentarzu”. Ten tytuł mógłby kogoś zbulwersować, ale uspokajam, nie do końca jest prawdziwy. Faktem jest, że obecnie w tym miejscu znajduje się cmentarz komunalny, na którym spoczywają moi rodzice, ale wtedy było zwykłą łąką, na której wypasano zwierzęta bądź koszono trawę na siano. Nie wszystkie namioty znalazłyby się w obrębie dzisiejszego cmentarza, jedynie te dolne, z prawej strony zdjęcia.

Piękna pocztówka z obiegu, z naklejonym znaczkiem, wysłana z Soliny, a na znaczku pocztowym zobaczyć można żaglówkę z napisem „Mazury”. Wszystko jednak mieści się w tematyce turystycznej. Data ze stempla nieczytelna, znaczka nie odklejałem, więc nie wiem, kiedy została wydana. Nie ma to jednak dla mnie znaczenia, więc nie dociekam. W mojej ocenie zdjęcie zrobiono w latach 70 XX wieku. Widzimy na nim fragment uroczej, pustej niemal wtedy Wetliny. Chociaż i dzisiaj w tym kadrze niewiele ujrzelibyśmy, poza wspomnianym cmentarzem. Widoczne w dolnej części doliny lasy były jeszcze młode, porastały bowiem dawne tereny porolne. Była to głównie olcha. Jedynie większe drzewa na pierwszym planie, to przedwojenne jeszcze okazy jesionów.

reklama

 

Urządzono w tym miejscu biwak dla grupy zorganizowanej, o czym świadczy nie tylko widok identycznych namiotów (to akurat w tamtych czasach nie musiało dziwić), ale też środek transportu, którym dostarczono cały sprzęt turystyczny, samochód marki „Żuk” stojący w górnej części, po lewej stronie.
Była piękna, słoneczna pogoda, okres wakacyjny, pora popołudniowa. Tuż za biwakiem znajduje się rzeczka Wetlina (której nie widzimy), z prowadzącym do brodu łagodnym zjazdem starej drogi Bojkowskiej. Za rzeką, na środkowym planie, widzimy łączkę z podwyższeniem, rodzajem platformy ziemnej. Tam właśnie stały przed wojną dwie chaty, spalone w 1946 roku, jeszcze przed akcją „Wisła”. Do nich to prowadziła wspomniana droga. Po przeciwnej stronie drogi znajdował się niewielki sklepik spożywczy (na zdjęciu też go nie widzimy). Miejsce na biwak wybrano bardzo staranie. Wszystko czego potrzebowano było na miejscu, naturalna łazienka, bowiem myto i kąpano się w rzeczce, oraz zaopatrzenie w środki spożywcze. Były to piękne czasy, które cechowała znakomita atmosfera, zarówno wśród braci turystycznej, jak i w społeczności lokalnej.

reklama

Być może, podobnie jak przed dwoma dniami, niektórzy zareagują z niedowierzaniem lub oburzeniem. „Jak to, za komuny coś było lepsze? Niemożliwe, bowiem wszystko było wtedy złe lub gorsze niż obecnie”. Bo tak już jest, że o atmosferze lat 70 XX wieku najwięcej mają do powiedzenia urodzeni w latach 70, lub nawet później. Podobnie jak o akcji „Wisła” najczęściej i najchętniej wypowiadają się ci, którzy nigdy nie przeczytali poważnego, naukowego opracowania tego tematu.

 

Turyści zaprzyjaźniali sią wtedy na szlakach, a przyjaźnie takie przetrwały niejednokrotnie wiele lat. Pomagali sobie w każdej sytuacji, również w miejscach biwakowania. Urządzano ogniska, na które zapraszano osoby poznane na szlakach i bezdrożach, oraz wszystkich z okolicy. Wieczory przy ogniskach okraszone dźwiękiem kilku niejednokrotnie gitar, pamiętam do dzisiaj. Raz nawet musiałem taszczyć na plecach akordeon, bowiem kolega zdradził, że gram na tym instrumencie.

reklama

Zwyczaj witania się na trasie przetrwał, ale jakże inaczej to dzisiaj wygląda. Wszyscy mijają się rzucając obojętnie „cześć” lub „bry”. Wtedy były to często przyjacielskie spotkania, pogawędki i okazja do umówienia się na wspólne ognisko. Prawdą jest, że natężenie ruchu na szlakach jest dzisiaj nieporównanie większe, i jest to zjawisko naturalne, które doprowadziło do takiej anonimowości. Nie zmienia to jednak faktu, że takie więzy "braterskie" wśród turystów wędrujących po szlakach znacznie się rozluźniły, niezależnie od przyczyny tego zjawiska.

Jeszcze jedna uwaga. Niektórzy mają zwyczaj mawiać, że tęsknimy za tamtymi czasami, bo tęsknimy za młodością. Z pewnością jest w tym część prawdy, ale tylko część. Podobnie jest ze smakami dzieciństwa. Faktem jest, że w dzieciństwie smakowała mi pajda chleba posypana cukrem, co dzisiaj nie uznałbym za przysmak, ale sam chleb był w mojej ocenie lepszy, a ogólnie rzecz ujmując jakość żywności pogorszyła się znacznie. I nie mam na myśli jedynie smaku konserw sprzed 50 lat w porównaniu z obecnymi, o czym wspomniałem ostatnio. Jeżeli ktoś z młodszego pokolenia chciałby przeprowadzić eksperyment i przekonać się jaka to może być różnica, polecam ugotować rosołek z kurczaka zakupionego w markecie oraz z takiego zakupionego u gospodarza na wsi. Na koniec zaznaczam na wszelki wypadek, uprzedzając możliwe zarzuty: nie tęsknię za komuną, zomo, milicją, ormo itd. Chodzi mi w głównej mierze o czynnik ludzki, o atmosferę między ludźmi, nie całkiem zależną od czynników zewnętrznych.

reklama

Autor tekstu: Zbigniew Maj

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
logo