W ostatnich dniach, media obiegła informacja dotycząca tygrysa, który miał uciec z ukraińskiego zoo i dotrzeć na terytorium Słowacji. Tam rzekomo był widziany w Parku Narodowym „Połoniny”, który zlokalizowany jest w niedalekiej odległości od Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Pojawiały się także ostrzeżenia dla Bieszczadów przed zagrożeniem spotkania z dzikim, niebezpiecznym zwierzęciem. Tymczasem, jak informują słowaccy dziennikarze – tygrys tak naprawdę nie opuścił zagrody swojego właściciela.
Zagrożenie spotkania z tygrysem
W miniony wtorek informowaliśmy o trwającej obławie na tygrysa, który uciekł z jednego z ogrodów zoologicznych w Ukrainie i dotarł na Słowację. Całe zdarzenie mogło zostać uznane za plotkę, jednak tamtejsza policja wydała ostrzeżenie, że zwierzę było widziane przy granicy polsko-słowackiej. Dowodem na to było zdjęcie wykonane przez aparaty monitoringu video. Wystosowano również apel do mieszkańców północo-wschodniej części Słowacji o możliwości spotkania tygrysa w rejonie Parku Narodowego „Połoniny”. Pojawiało się także wiele informacji o możliwym zagrożeniu dla Bieszczadów i możliwości przejścia zwierzęcia na polską stronę.
Obława na dzikie zwierzę
Tuż po otrzymaniu zgłoszenia o przebywaniu tygrysa na Słowacji, strażnicy, policjanci oraz weterynarze z bronią z pociskami usypiającymi rozpoczęli specjalną operację poszukiwawczą w górach, wzdłuż wschodniej granicy. Zostali oni podzieleni na dwie grupy – jedna przeszukała lasy w okolicy wsi Nová Sedlica znajdującej się 11 kilometrów w linii prostej od Wetliny, z kolei druga grupa przeszła grzbietem nad wsią Brezovec. Ze względu na rozległe terytorium znalezienie tygrysa było bardzo trudne. Patryk Pastorek z koszyckiego zoo wspomniał wówczas, że jest to młody osobnik, jednak mimo to ma wystarczająco dużo zębów i pazurów, aby móc skrzywdzić człowieka.
Tygrys nigdzie nie uciekł?
Według opublikowanych informacji tygrys pochodził z hodowli domowej z ukraińskiej miejscowości, niedaleko granicy ze Słowacją. Całej sytuacji dokładnie postanowili przyjrzeć się dziennikarze noviny.sk. Reporterka Katka Kleknerová pojechała na Ukrainę i poznała właściciela tej „bestii”. Przyznał on, że na fotografii, która obiegła wszystkie media jest jego tygrys o imieniu Talizman. „Na tym terenie, w promieniu 200 kilometrów nie ma innego takiego zwierzęcia. Tylko ten mój. Jest ze mną od 5 miesięcy” – mówił właściciel w rozmowie z dziennikarką portalu noviny.sk.
Właściciel tygrysa nie rozumie tej sytuacji. Jak podkreśla, jego zwierzę mogło pójść co najwyżej do pobliskiego strumienia, żeby się wykąpać. Pokazał nawet dokładne miejsce, w którym zrobiono zdjęcie. Według niego wykonano je kilka miesięcy temu w pobliżu jego domu w Ukrainie. Dlaczego więc informowano o niebezpieczeństwie i ogromnym zagrożeniu?
„Centrum operacyjne otrzymało od ukraińskich kolegów informację, że tygrys uciekł z zoo i powinien być w pobliżu wschodniej granicy” – powiedziała Lenka Ivanová, rzecznika policji z Koszyc. Do tej pory nikt jednak oficjalnie nie potwierdził tego, że poszukiwany tygrys jest w rzeczywistości tygrysem.