Szlak prowadzący z Przełęczy Wyżnej na Połoninę Wetlińską jest nieustannie jednym z najpopularniejszych w Bieszczadach. Bieszczadzki Park Narodowy podsumowując frekwencję podczas minionych wakacji wskazał, że z tej trasy skorzystało 43 700 osób (lipiec 19,7 tysiąca, sierpień 24 tysiące), co sprawiło z niej tą najchętniej odwiedzaną. Turyści zwracają uwagę na jej niewielki stopień trudności i niesamowite krajobrazy. Dodatkowo od ponad półtora roku ogromnym zainteresowaniem wędrujących cieszy się schronisko Chatka Puchatka II. Przyjeżdżają oni z różnych stron Polski, by przekonać się osobiście, jak wygląda po gruntownej przebudowie.
Pomnik Jerzego Harasymowicza
Rozpoczynając wędrówkę żółtym szlakiem z Przełęczy Wyżnej, kilkanaście metrów za parkingiem zlokalizowanym tuż obok Zajazdu u Górala „Bilanówka”, znajduje się pomnik Jerzego Harasymowicza, piewcy gór, którego prochy rozsypane zostały nad Bieszczadami w 1999 roku. Dwa głazy z lipowickiego kamieniołomu – jak dwa narody – zostały spięte odkutym w metalu motywem cerkiewnej bani i uważane są przez wielu za symboliczny grób poety oraz swego rodzaju bramę na najliczniej uczęszczany szlak w Bieszczadach. Na głazie umieszczono tablicę z fragmentem jednego z najpopularniejszych wierszy Harasymowicza „W górach jest wszystko co kocham”.
Fot. Marek Jurek
Warto dodać, że pomnik został zaprojektowany przez krakowskiego architekta Piotra Potoczkę, a jego wykonaniem zajął się Florian Szostak, rzeźbiarz z Nowego Żmigrodu.
O poecie, który sporą część życia spędził w Bieszczadach
Jerzy Harasymowicz urodził się w Puławach w 1933 roku jako syn oficera Wojska Polskiego. Ze względu na charakter pracy ojca, jego dzieciństwo było naznaczone częstymi zmianami miejsca zamieszkania. W czasie kampanii wrześniowej jego ojciec trafił do niemieckiej niewoli i został osadzony w Woldenbergu, podczas gdy młody Jerzy wraz z matką spędził okres wojny na wschodzie. Jako rodzina polskiego oficera, byli ścigani przez ukraińską policję oraz Gestapo. Na szczęście przetrwali wojnę, a po jej zakończeniu i powrocie ojca z niewoli osiedlili się w Rzeszowie, gdzie Jerzy uczęszczał do szkoły podstawowej. W 1948 roku przenieśli się do Krakowa, zamieszkując przy ulicy Łobzowskiej. Młodego Harasymowicza fascynowały przygody. W 1949 roku, jako 16-latek, zdał do Gimnazjum Leśnego w Limanowej, a jego edukację poprzedziła roczna praktyka w Nadleśnictwie Muszyna.Jak przekazuje Edward Marszałek, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie oraz autor książek i wielu publikacji o Bieszczadach, wkrótce szkołę z Limanowej przeniesiono do Ojcowa, przekształcając ją w Technikum Leśne. Wówczas już Jerzy zaczął tworzyć swe pierwsze wiersze, „rozmawiał" z ptakami i kwiatami, włóczył się po lesie, chłonął egzotykę Beskidu z jego cerkiewno-bizantyjską atmosferą. Ucząc się w szkole leśnej poznał i pokochał naturę. Izolował się jednak od szkolnego towarzystwa, tworzył wyłącznie w samotności.
Fot. Archiwum Marii Harasymowiczowej / RDLP Krosno
Jerzy Harasymowicz, po krótkim epizodzie pracy w leśnictwie, żył z pisania. W roku 1956 wydał pierwszy tomik pt. „Cuda" i wkrótce zaczęto o nim pisać jako o poecie awangardowym, którego trudno było zaszufladkować. Miał niestandardowy sposób konstrukcji wierszy, był nowatorski w sposobie postrzegania świata. Ogromna wrażliwość sprawiła, że zawsze identyfikował się ze słabszymi. Stąd przyszła fascynacja Łemkowszczyzną i Łemkami, tak bardzo skrzywdzonymi w wyniku powojennych wysiedleń. Ich kulturze poświęcił wiele swoich wierszy. Lubił przebywać w beskidzkich wioskach, gdzie, prócz twórczego natchnienia, długo znajdował przyjaciół. Zaczął nawet utożsamiać się z nimi, uczestnicząc w nabożeństwach obrządku wschodniego
– mówi Edward Marszałek.
Poeta mieszkał w Krakowie, ale nigdy z tym miastem się nie zasymilował. Swój dom widział tylko w górach, do których chętnie powracał, i w lesie, który był natchnieniem o każdej porze roku. Najbardziej lubił jednak jesienne góry.
Jerzy Harasymowicz przez długi czas w swoich lirycznych podróżach eksplorował Sądecczyznę, następnie Beskid Niski, aż w końcu Bieszczady. Te ostatnie góry stały się jego wielką pasją, poświęcał im wiele czasu, wędrując po połoninach wraz z żoną i przyjaciółmi, chłonąc miejscową historię. W 1981 roku wydał tomik „Wesele rusałek”, który był wielokrotnie wznawiany. Wiersze z tego zbioru malują poetyckie obrazy bieszczadzkich wiosek z cerkiewnymi kopułami, galopującymi końmi i świętymi z ikon, przedstawiając zaginiony świat. Bieszczady stały się ostatnią fascynacją Harasymowicza, który był już uznawany za piewcę gór. Odwiedzał te tereny tak często, jak tylko mógł, uczestnicząc w licznych spotkaniach z czytelnikami w Czarnej, Dwerniku, Komańczy oraz Ustrzykach Górnych. Szczególnie upodobał sobie okolice Osławy pod Duszatynem, gdzie w malowniczym przełomie rzeki często siadywał zamyślony. To tam rodziły się jego poetyckie wizje, a samej Osławie poświęcił kilka swoich utworów.
Jerzy Harasymowicz zmarł 21 sierpnia 1999 roku.
Autor: Edward Marszałek
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.