reklama

Ławeczka poświęcona Jędrkowi Połoninie w Komańczy. "Był wyjątkowym człowiekiem dla Bieszczadów" [ZDJĘCIA, WIDEO]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Kamil Mielnikiewicz

Ławeczka poświęcona Jędrkowi Połoninie w Komańczy. "Był wyjątkowym człowiekiem dla Bieszczadów" [ZDJĘCIA, WIDEO] - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
10
zdjęć

Ławeczka poświęcona Jędrkowi Połoninie w Komańczy. | foto Kamil Mielnikiewicz

Udostępnij na:
Facebook
Warto zobaczyćAndrzej Wasielewski był dla Bieszczadów bardzo ważną osobistością. Jako jeden z pierwszych kowbojów przemierzał te tereny wzdłuż i wszerz, a szczególnie ukochał sobie obie połoniny. Niestety odszedł ponad 27 lat temu. Dzisiaj możemy go wspominać między innymi przy poświęconej mu ławeczce znajdującej się na skwerku w Komańczy.
reklama

W lipcu 2021 roku z inicjatywy Andrzeja Potockiego, znanego autora wielu publikacji o Ludziach Bieszczadu, przy wsparciu wójta gminy Komańcza i grupy przyjaciół i znajomych na skwerku w centrum Komańczy odsłonięto pamiątkową ławeczkę poświęconą Andrzejowi Wasielewskiemu, znanemu bardziej jako Jędrek Połonina. Obiekt został wykonany przez Agnieszkę Pasek z Kuźni Skarbów z Mokrego. Autorem części projektu – „stracha na wróble” jest Ewa Wójciak, z kolei tabliczką z napisem zajął się Adam Papaj.

Artysta i Bieszczadzki Kowboj

Andrzej Wasielewski, czyli Jędrek Połonina był w Bieszczadach i dla Bieszczadów człowiekiem wyjątkowym. Znakomitym rzeźbiarzem, rysownikiem i malarzem – mistrzem dla wielu młodych artystów. Jego prace kupowali koneserzy, a sporą ich część posiadają bieszczadzcy przyjaciele. Jego rzeźba Ostatniej Wieczerzy i płaskorzeźbione stacje drogi krzyżowej znajdują się w kościele w Średniej Wsi. Jędrek Połonina był również pierwszym rozpoznawalnym bieszczadzkim kowbojem. W kapeluszu, konno przemierzał Bieszczady wzdłuż i wszerz. Szczególnie ukochał sobie Połoninę Caryńską i Połoninę Wetlińską, gdzie był częstym gościem w schronisku u ówczesnego gospodarza Ludwika Lutka Pińczuka.

reklama

Miał wielu przyjaciół w środowisku artystów, których odwiedzał jak wyruszał na wyprawy poza Bieszczady. Zatrzymywał się u malarzy, poetów, pieśniarzy. Przyjaźnił się z Magdą Umer, odwiedzał go pieśniarz i poeta Wojciech Bellon.

Andrzej Wasielewski urodził się 1 lutego 1949 roku w Górznie. Kształcił się w Brodnicy, jednak pewnego dnia rzucił wszystko i uciekł.

Jędrek od małego dziecka uciekał z domu, ale wracał. Trzy miesiące przed maturą również zbierał się do ucieczki. Myślę, że obawiał się czy zda maturę. Miał dobre oceny, profesorka mówiła, że zdałby bez problemu. On jednak obrał inną drogę. Wybrał wolność. Kiedy wyjeżdżał powiedział „jeszcze o mnie usłyszycie”

– mówiła mama Andrzeja, Maria Wasielewska.

reklama

W Bieszczadach pojawił się jako siedemnastolatek w 1966 roku. Uciekł wtedy ponownie z domu, przed końcem roku szkolnego. To w Bieszczadach stał się legendarnym włóczęgą – Jędrkiem Połoniną. Mieszkał kolejno w Glinnem, Orelcu, Solinie, Terce, Krempnej, Wetlinie, Lesku, Zagórzu i na koniec w Kulasznem. Był między innymi pierwszym komisarzem Bieszczadzkiej Galerii Sztuki „Synagoga” w Lesku. Pracę zaproponował mu ówczesny dyrektor – Andrzej Potocki. Niestety już po trzech miesiącach pracę tę porzucił.

reklama

Fot. Kamil Mielnikiewicz

Rzeźbiarz i Zakapior

Rzeźbił coraz bardziej piękne madonny, anioły, kapele, malował jesienną paletą barw bieszczadzkie strachy i cerkiewnych świętych. Rozchodziły się te cudeńka po szerokim świecie i budziły zachwyt. Był wszędzie tam, gdzie nieludzko zatracał się tamten zakapiorski Bieszczad. Żył jak rock’a'rollowcy – z dnia na dzień, imprezując na całego przy każdej nadarzającej się okazji. Kochał piosenki Wołodi Wysockiego, ale jaszcze bardziej kochał alkohol. I kobiety. I konie. I psy. Przeszedł przez życie gwałtownie i szybko jak wiosenna burza (…) W swoim ziemskim jestestwie wpisał się w Bieszczad mitem kowbojskiego włóczęgi. Zamiast winchestera miał przytroczone do siodła rzeźbiarskie dłuta. Cudował nim świętych Pańskich albo i samego Boga z mateczką Maryjką. Jedni widzieli w nim zwyczajnego pijaka, inni genialnego artystę, a on nie zważając na to upadał i podnosił się, gubił kapelusze i sięgał po aureole

reklama

- wspomina Andrzej Potocki w książce „Majster Bieda, czyli Zakapiorskie Bieszczady".

Zginął w Komańczy 4 września 1995 roku potrącony przez samochód. W Kulasznem znajduje się jego grób, a na nim osobliwy krzyż zrobiony z końskich podków.

WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama