reklama

Mrożące krew w żyłach pochówki. W Jaworniku wierzono, że ludzie pośmiertnie grasowali w postaci wampirów

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Mrożące krew w żyłach pochówki. W Jaworniku wierzono, że ludzie pośmiertnie grasowali w postaci wampirów - Zdjęcie główne

zdjęcie ilustracyjne

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Bieszczadzkie dziejeJawornik to niewielka miejscowość w gminie Komańcza, usytuowana w dawnym dworskim przysiółku Miklaszki. Aktualnie liczy ona zaledwie kilka rodzin zamieszkałych w około dziesięciu domach. Przed II wojną światową była to wieś tętniąca życiem i obejmująca znacznie większe terytorium niż teraz. Osobliwością Jawornika są dokonywane tam na miejscowym cmentarzu od XIX wieku do końca dwudziestolecia międzywojennego pochówki wampiryczne.
reklama

Jawornik to osada znajdująca się przy drodze wojewódzkiej nr 892 między Zagórzem a Komańczą. Przed II wojną światową wieś zamieszkiwało mnóstwo osób, co powodowało, że tętniło tam przysłowiowe życie. Działania wojenne i powojenna zawierucha starły jednak z ziemi Jawornik i jego mieszkańców. Pozostała jedynie historia i pamięć o ludziach zamieszkujących te tereny, pielęgnowana przez ich potomków, miejscowych historyków czy regionalistów. W 1898 roku wieś liczyła 485 mieszkańców i 70 domów. Większość z nich stanowili Łemkowie, a jedynie niewielką dworską część zamieszkiwali Polacy. W czasie I wojny światowej w okolicy Jawornika toczyły się krwawe boje, szczególnie w paśmie Kamienia. W 1918 roku lokalna społeczność przystąpiła do Republiki Komańczańskiej, a po jej likwidacji wieś weszła w skład powiatu sanockiego. W okresie międzywojennym była ona zasobna: posiadała cztery karczmy, kooperatywną szkołę, przedszkole, dwa młyny i olejarnię.

reklama

„Jawornik spłonął bez ognia”

W 1944 roku na terenie wsi miało miejsce starcie zgrupowania AK „Południe” z oddziałami SS. Po 1945 roku część mieszkańców Jawornika wysiedlono do USRR, a większość 421 osób w ramach akcji „Wisła” na Ziemie Odzyskane w okolice Olsztyna i Bartoszyc. Pozostawione kilka rodzin: kolejarzy, leśników i dwie mieszane, przeniesiono do sąsiednich wsi. Cała zabudowa wraz z cerkwią uległa zniszczeniu. Jak mówili najstarsi ocalali mieszkańcy: „Jawornik spłonął bez ognia”. Pozostały po nich jedynie fundamenty domów i zdziczałe sady, studnie, resztki kamiennych piwnic będące niemymi świadkami bogatej historii tej położonej w dolinie potoku jawornickiego osady.

reklama

W latach siedemdziesiątych zaczęły powstawać podwaliny dzisiejszej wsi Jawornik, która przesunięta jest o około 3 kilometry w stosunku do przedwojennej miejscowości. Wówczas przy szosie Rzepedź – Komańcza, nad rzeką Osławą, w miejscu dawnego przysiółka Miklaszki, wybudowano kilka domów pracowników leśnych. W latach osiemmdziesiątych lokalna społeczność łemkowska odbudowała kaplicę na fundamentach dawnej cerkwi. Obok niej znajduje się cmentarz, na którym do dziś odbywają się pochówki. Na terenie dawnej wsi widoczne są jeszcze ślady po fundamentach chałup i kilka krzyży przydrożnych.

reklama

Wpychano im cegłę w usta, wybijano zęby, łamano nogi i obcinano głowę

Na szczególną uwagę zasługują cmentarze. Na nowym pochówki odbywają się do dziś, a miejsce spoczynku znajdują tam potomkowie ludzi wywodzących się z Jawornika. Jest to teren, gdzie mieszały się od wieków elementy kultury zachodniej i bizantyjskiej. Ślady pogańskich zabobonów od stuleci wpływały tu na wyobraźnię i świadomość ludzi, którzy wierzyli w różne rytuały dotyczące śmierci, traktowanej przez nich w sposób szczególny. Praktycznie do pierwszej połowy XX wieku wierzono tu w przesądy i zabobony związane z demonologią. Dobitnie przedstawił to Oskar Kolberg w swojej pracy pt. „Sanockie- Krośnieńskie”.

W upiory lud górski wierzy mocno i tak we wsi Jawornik nad rzeką Osławicą, może nie ma jednego człowieka pochowanego na cmentarzu, który by nie miał wbitego w głowę ćwieka lub uciętej i u nóg położonej głowy. Upiór za życia ma dwa serca (jedno sprawiedliwe – człowiecze, a drugie niesprawiedliwe – diabelskie. Jedno po śmieci ginie, a drugie żyje i jest przyczyną pośmiertnej działalności upiora) i czerwony kark, i kiedy umiera, to jedno tylko serce z nim ginie, a drugie żyje i jest powodem jego wędrówek pośmiertnych. Aby im zapobiec, obwijają szyję dokoła młodym prętem świerzbihuza (głóg, dzika róża, zwana także hecze-pecze). W serce wbijają gwóźdź z brony (inni twierdzą, że 3 ćwieki żelazne z brony), a głowę uciętą kładą w stopach

– pisze Oskar Kolberg.

Ludzie byli przekonani wówczas, że pomiędzy żyjącymi są również upiory. Kolberg zaś twierdził, że w myśl tych przesądów – po śmierci upiór taki wstaje od czasu do czasu z grobu i ludzi podcina, co znaczy, że zsyła chorobę na tych, którzy mu za życia zawinili. Często na nich również sprowadza śmierć. Inne badania sugerują, iż mieszkańcy Jawornika za życia prowadzili bitny tryb życia, więc dlatego boją się sprowadzenia na nich i na ich rodziny zła po ich śmierci.

Mieszkający w Jaworniku Łemkowie mocno wierzyli, że wszystkie krzywdy spadające na mieszkańców wioski następują w wyniku pośmiertnej działalności. Były to istoty na pograniczu pomiędzy zjawami a ludźmi, uważane przez niektórych za ducha lub za wychodzącego z grobu nieboszczyka, czyniące żyjącym krzywdy. Chodzącym po świecie upiorem mógł stać się człowiek, u którego nie wystąpiło stężenie pośmiertne, także nieboszczyk, który po śmierci był czerwony na twarzy – stąd powiedzenie „czerwony jak upiór”. Upiorem mogło również stać się dziecko poczęte podczas stosunku odbytego w czasie menstruacji lub dziecko urodzone martwe. Szczególne predyspozycje do bycia upiorem po śmierci mieli ludzie znający właściwości ziół lub według miejscowych wierzeń zajmujący się magią, czarami czy kobiety zmarłe podczas połogu. Mówi się, że wstawały one nocą z grobu, aby karmić i kąpać swoje osierocone dzieci.

Upiór miał za życia dwie dusze. Jedną ochrzczoną – człowieczą, która po śmierci szła do nieba, a drugą diabelską, która pozostawała przy zwłokach i powodowała, że nieboszczyk wychodził z grobu i czynił zło. Wierzono, że upiory nie wysysają krwi, ale szkodzą w inny sposób: straszą, podduszają śpiących, obcują płciowo ze swoimi współmałżonkami, sprowadzają chorobę lub obłęd, nagłą śmierć lub zarazę zbierającą żniwo wśród mieszkańców wsi.

Strach przed zgubną działalnością upiorów

Główną przyczyną praktyk wampirycznych był strach przed zgubną działalnością upiorów i szukanie sposobu, aby się przed nią zabezpieczyć. Już w trakcie pogrzebu „wynoszono upiora” pod odwróconym progiem lub przez odwrócone drzwi. Po drodze na cmentarz i z powrotem sypano mak, który z jednej strony miał właściwości usypiające, a zarazem było go dużo i upiorowi zebranie go zajęłoby do świtu, a wówczas złe moce tracą swoją siłę. Mak sypano także wokół leżącego nieboszczyka, a za pazuchę wkładano nasiona dzikiej róży, co miało go chronić przed obudzeniem. Gdy pochówek był przyśpieszony, rzucano do grobu nasiona lnu lub prosa, aby przy ewentualnej próbie powrotu zmarły zajął się zbieraniem i w rezultacie usnął na wieki. Kiedy upiór przychodził do swego domu, wypędzano go odpowiednio skonstruowanym sformułowaniami. Bardzo rozpowszechnione było drastyczne rozprawianie się z potencjalnym upiorem poprzez odcięcie zwłokom głowy i włożenie jej między nogi, przybijanie zwłok do ziemi osikowymi kołkami lub żelaznymi zębami od bron, wbijanie gwoździ, bron, ćwieków żelaznych, drewnianych kołków w głowę lub w serce lub wybijanie zębów. Nieboszczyka przykrywano kolczastymi gałęziami, a grup po zasypaniu ziemią przywalano kamieniami.

Według wspomnień mieszkanki Jawornika o swoim dziadku wiadomo również, że przed śmiercią prosił on sam, aby wbito w niego ząb od brony, by po śmierci się nie męczył. Świadczyło to to tym, iż praktyki te miały powodować zaznanie przez zmarłego wiecznego spokoju. Zajmowali się nimi zazwyczaj pogromcy upiorów zwani baczami, którzy przemieszczali się z miejsca na miejsce i uczestniczyli w takich rytuałach. Czasami w celu ich odprawienia na cmentarz szli mieszkańcy wioski z księdzem. Wierzenia te praktykowane były na znacznym terenie ziemi komańczańskiej, sanockiej czy leskiej, więc pochówki wampiryczne nie należały do rzadkości.

Badania statystyczne dotyczące zabiegów antywampirycznych

O tego typu wierzeniach pisał również Roman Reinfuss w pracy pt. „Śladami Łemków”. Przeprowadzono wówczas badania statystyczne dotyczące skuteczności zabiegów antywampirycznych na przykładzie 22 przypadków. Największy sukces – w 25,3 procent przypadków sprawiało odkopanie grobu i odwrócenie ciała twarzą do ziemi, 23,1 procent zamówienie mszy w intencji zmarłego, 11,6 procent wywiercenie otworu w grobie i wlanie tam święconej wody, 11,6 procent poświęcenie mieszkania po pogrzebie, 5,7 procent pozbawienie upiora głowy przez odcięcie i umieszczenie jej w jego nogach. Było to wykonywane zarówno przed, jak i po pochówku. Dużo informacji na temat wspomnianych praktyk zawartych zostało w 186 teczkach kwestionariuszy dotyczących badań środowiska, przeprowadzonych w 1934 roku na terenie powiatów: sanockiego, leskiego i ustrzyckiego przez Inspektorat Szkolny w Sanoku. Dokumenty te znajdują się w Muzeum Historycznym w Sanoku.

Jawornik oprócz mrocznej historii, kojarzy się również z przepięknymi widokami i istotnymi walorami turystyczno-przyrodniczymi. Nad zarośniętymi, zdziczałymi sadami, starymi piwnicami, pozostałością zabudowy i tajemniczym cmentarzem góruje Wachalowski Wierch 666 m n.p.m.

źródło: komancza.pl

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama