Przed rokiem, fanami i bieszczadzkim środowiskiem artystycznym wstrząsnęła wiadomość o śmierci Michała „Giera” Giercuszkiewicza. Wówczas nikt nie mógł uwierzyć, że były perkusista zespołu bluesowego Dżem odszedł na Niebieskie Połoniny.
Był człowiekiem kochającym wolność, co wyrażał przez całe życie i w tym trwał. Wolny ptak, który wzleciał w przestrzeń i gdzieś tam jest. Kiedyś promienie słońca oświetlały jego tratwę dryfującą po Jeziorze Solińskim, dzisiaj nie ma go z nami ciałem, ale jest i zawsze będzie duchem. Minął pierwszy rok od odejścia Michała „Giera” Giercuszkiewicza
Mówiono o nim, jak o największej indywidualności polskiej sceny muzycznej, charyzmatycznym perkusiście, człowieku z nietuzinkową osobowością oraz żywej legendzie bluesa, rocka i jazzu. Swoimi utworami zarażał nie tylko osoby ze swojego pokolenia, ale także młodsze, które nie raz powtarzały, że o takiej osobie jak „Gier” należy pamiętać zawsze.
Lata muzycznej świetności i przyjaźń z Ryśkiem Riedlem
Michał Giercuszkiewicz urodził się we wrześniu 1954 roku w Katowicach. Na początku lat 80. dołączył do zespołu Dżem, który przeżywał wówczas lata świetności. W 1982 roku nagrali pierwsze single „Paw”, „Whisky” i „Czerwony jak cegła”, a trzy lata później debiutancki album „Cegła”. Przyjaźnił się z wokalistą Ryśkiem Riedlem. Była to burzliwa znajomość. Dużo mówiło się nie tylko o ich życiu zawodowym, ale też prywatnym, gdzie dragi i zakazane substancje odgrywały znaczącą rolę.
Nie tylko Dżem
W trakcie swojej kariery muzycznej popularny „Gier” grał również w grupie Apogeum, Kwadart, Bezdomne Psy. Współpracował z zespołem SBB i Krzak oraz sporadycznie występował w składach tworzonych przez Józefa Skrzeka. Przez pewien czas udzielał się w grupie Ości oraz w zespole Cree, gdzie wokalistą jest Sebastian Riedel. Mieszkańcy Bieszczad znają go dobrze z koncertów ze Śląską Grupą Bluesową, z którą zaczął grać w 2003 roku.
Bieszczady odwykową ostoją
Muzyk w Bieszczady po raz pierwszy wyjechał jeszcze przed śmiercią Ryszarda Riedla. Na trzy miesiące, gdzie zrobił sobie detoks. Najpierw zamieszkał na Wyspie Skalistej na Jeziorze Solińskim. Rok później przeniósł się do zbudowanej przez siebie tratwie zacumowanej kilkanaście metrów od brzegu w Zatoce Teleśnickiej. Później tak się ułożyło, że zamieszkał w Werlasie, również na tratwie, ale trochę nowoczesniejszej. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego akurat Bieszczady, a nie inny zakątek Polski.Perkusista wyjechał właśnie tutaj, twierdząc, że bieszczadzka ostoja będzie najlepszym miejscem do walki z uzależnieniem od narkotyków. Udało mu się wygrać, jednak nie przyszło mu to łatwo. Uzależnienie spowodowało, że rozpadło mu się małżeństwo. Długo walczył z nałogiem. Miał krótsze i dłuższe okresy abstynencji.
Muzyka, która pozostanie wśród nas na zawsze
Michał Giercuszkiewicz do końca życia pozostał aktywnym muzykiem. Jego dwupłytowy solowy album „Wolność” ukazał się 19 czerwca 2020 roku. Niestety walczył z ciężką chorobą i swoje ostatnie dni spędził w szpitalu. 27 lipca 2020 roku zmarł w wieku 66 lat. Pogrzeb perkusisty miał miejsce w archikatedrze Chrystusa Króla w Katowicach, podczas którego na organach grał Józef Skrzek.Mimo że nie ma już z nami słynnego „Giera”, muzyka jaką pozostawił po sobie tu na Ziemi, będzie towarzyszyć nam, a także kolejnym pokoleniom już zawsze. Na jego cześć, we wsi Werlas, w Zagrodzie Żbyr wybudowano pomnik i scenę, a Arkadiusz Andriejkow w ramach projektu "Cichy Memoriał" namalował portret muzyka na ścianie tratwy.
Zatoka, w której dryfuje "domek bez adresu" została nazwana imieniem Michała "Giera" Giercuszkiewicza.
[Best_Wordpress_Gallery id="325" gal_title="Gier i jego domek bez adresu"] Kamil Mielnikiewicz, Saga
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.