Choć Sokole to dziś maleńka osada położona nad taflą solińskiego jeziora, jej dzieje sięgają pierwszej połowy XVI wieku. Założona w dobrach potężnego rodu Kmitów, przez stulecia pozostawała typową bieszczadzką wsią – na uboczu, otoczoną lasami, zamieszkaną przez ludność ruską. W 1921 roku liczyła zaledwie 49 domów i 338 mieszkańców, a życie toczyło się tu wolno, zgodnie z rytmem przyrody i prac w gospodarstwie. Wszystko zmieniło się na początku XX wieku, gdy w starym parku nad Sanem wybudowano murowany, elegancki pałacyk. Choć niewielki, wyróżniał się na tle okolicznych zabudowań – i szybko stał się centrum życia Sokola. Jego właścicielka, Aleksandra Brandys, zadbała o to, by tchnąć w to miejsce ducha nowoczesnej turystyki. W okresie międzywojennym działał tu pensjonat oraz stacja Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, co czyniło z Sokola atrakcyjny punkt dla coraz liczniejszych miłośników górskich wypraw. Turyści przybywali tu, by odpocząć w cieniu starych drzew, nad brzegiem wartkiego Sanu, a jednocześnie mieć blisko w najdziksze zakątki Bieszczadów.
Zawierucha II wojny światowej i powojenne przesunięcia granic na zawsze odmieniły los miejscowości. W latach 1939–1951 Sokole znalazło się w granicach ZSRR, a jego mieszkańców wysiedlono w okolice Odessy. Gdy wieś wróciła do Polski, w opuszczonym dworze utworzono schronisko turystyczne PTTK, prowadzone przez Henryka Victoriniego – niezwykle zasłużonego dla bieszczadzkiej turystyki. To on na nowo ożywił dwór, przywrócił mu gwar i ludzką obecność. Przez kilka lat znowu kwitło tu życie, a wędrowcy chętnie zatrzymywali się na nocleg.
Jednak nadchodząca budowa zapory solińskiej przesądziła o jego losie. Po 1968 roku cały teren dworski, część wsi oraz cmentarz – nigdy nieprzeniesiony – znalazły się pod wodą tworzącego się jeziora. Pałacyk Brandysów zniknął, a pamiątką po tamtych czasach pozostała jedynie nazwa Zatoki Victoriniego, która dziś wypełnia zakole dawnego Sanu.
Dziś, patrząc na spokojną powierzchnię Jeziora Solińskiego, trudno uwierzyć, że pod wodą kryją się ruiny miejsc pełnych historii – domów, dróg, ogrodów, a nawet dworu, który przez chwilę był jednym z najżywszych punktów bieszczadzkiej mapy. Sokole to jedno z tych miejsc, które przypominają, że Bieszczady mają w sobie nie tylko dzikość, ale też delikatny ślad dawnych, rodzinnych i turystycznych opowieści. Warto o nich pamiętać, nawet jeśli ich materialne świadectwa spoczywają dziś na dnie największego polskiego sztucznego jeziora.
Komentarze (0)