Bitwa z przerwą na papierosa rozegrała się w nocy z 15 na 16 listopada 1977 roku. Zaczęło się od tego, że ktoś pobił jednego z wypalaczy węgla z Wołosatego, a ajent okaleczonego rozbitą szybą, nieprzytomnego wyrzucił na zewnątrz. Okazało się, że biedak, nie dostawszy pomocy, skonał pod wielką beczką. Gdy wieść o tym poszła między chłopów, nikt nie dociekał przyczyny śmierci, ale pod barem zjawiło się kilkudziesięciu „lasowych”, którzy zaczęli prać kamieniami, rzucać stołkami i trylinkami w ściany baru.
- Prowodyrem był Staszek Kuś, fest chłop, który za wieczór wypijał do czterech flaszek wódki – wspomina Tadeusz Król. - Ajent wraz z obsługą odpowiedzieli „ogniem” z miotanych talerzy, kufli, stołków, garnków i czym się tylko dało. Leciały garnki z żywnością i wiadra z pomyjami.
Trwało to dość długo, nawet jałowce rosnące koło baru wyrywano i wrzucano do środka, ludzi ogarnął amok. Dopiero po dłuższym czasie ktoś krzyknął: „przerwa na papierosa!” To przyniosło chwilowy rozejm, ale po wykurzeniu kilku dymów, walkę wznowiono. Gdy przyjechała milicja „Pulpit” nie miał już żadnej szyby całej i ani jednego całego talerza, kubka czy kufla, wszystkie lustra za barem były rozbite, lokal był po prostu zdemolowany, a jego otoczenie wyglądało jak po autentycznej bitwie.
Bitwa z przerwą na papierosa
Dochodzenie nazajutrz prowadził milicjant Suszek, który kolejno przesłuchiwał uczestników. Jedyne co było spójne w przekazie obu stron, że nie walczono cały czas, bo była też przerwa na papierosa. Stąd właśnie we wspomnieniach pojawia się termin „bitwa o Pulpit z przerwą na papierosa”, dla odróżnienia od innych wielkich bijatyk pod tym barem.Sprawa ciągnęła się przez 10 lat, w końcu ją umorzono. Jak to określił wówczas stary leśniczy Kazimierski „Kurdele bele, urwali sprawie łeb…”.
Straty wynikające ze zniszczeń lokalu wyliczone wpierw na 160 tysięcy ówczesnych złotych szybko naprawiono, bo ajentowi zależało, by wrócił obrót. Problem w tym, że wozacy i drwale dość długo bojkotowali „Pulpit”, doprowadzając w końcu do zmiany ajenta.
Park na Wołosatem został zlikwidowany w czerwcu 1978 roku z uwagi na przejęcie doliny przez Urząd Rady Ministrów. Płk Doskoczyński wymyślił sobie rozszerzenie na dolinę Wołosatego obszaru ośrodka łowieckiego, ale jednym z argumentów była właśnie historia „bitwy o Pulpit”, jako „warcholskiego” incydentu, który należało ukrócić, by nie pączkował na inne parki.
Gdy wprowadzono wolne soboty wozacy zajeżdżali na „piątkowe piwo” zazwyczaj wspólnie, ale jedną furmanką, by innym koniom dać odpocząć. Na zdjęciu, które użyczył mi Tadeusz Król widać zuchwałe twarze furmanów na wozie przed słynnym barem.
Od lewej siedzą: Staszek Kaleta, Zdzichu Grodzki, Tadek Wolanin „Binder”, Staszek Król („bitnik wielki”), NN, Staszek Potoczny, Antek Szczepanik „Zza potoka”. Zrobiono je w 1979 roku, gdy już zmienił się ajent w „Pulpicie” i ustało ciche embargo na odwiedziny w nim. To jedna z nielicznych pamiątek pokazująca klimat tamtych lat.
Autor: Edward Marszałek
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.