reklama
reklama

W 2023 roku odeszli na Niebieskie Połoniny. Wspomnienia o osobach, które szczególnie swoje życie związały z Bieszczadami

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Osada Ostoja | Facebook, Grzegorz Lizakowski, Robert Mach

W 2023 roku odeszli na Niebieskie Połoniny. Wspomnienia o osobach, które szczególnie swoje życie związały z Bieszczadami - Zdjęcie główne

Zygmunt Furdygiel, Michał Hebda, Andrzej Hermanowicz. | foto Osada Ostoja | Facebook, Grzegorz Lizakowski, Robert Mach

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Aktualności Zbliżający się koniec roku to czas, kiedy wspominamy tych, którzy odeszli. W 2023 roku pożegnaliśmy osoby szczególnie związane z Bieszczadami. Byli to: Ireneusz Kłokow, Andrzej Hermanowicz, znany jako Pan Hos, Michał Hebda „Duch Gór”, Zygmunt Furdygiel, najstarszy wypalacz węgla drzewnego oraz Dariusz "Baranek" Rosiński.
reklama

W 2023 roku na Niebieskie Połoniny odeszły osoby, które szczególnie swoje życie związały z Bieszczadami. Znali ich nie tylko najbliżsi, ale również miłośnicy tych terenów, którzy podczas wizyt mieli okazję ich odwiedzić i porozmawiać. Do takiego grona należał bez wątpienia Andrzej Hermanowicz, Michał Hebda, Zygmunt Furdygiel, Ireneusz Kłokow oraz Dariusz "Baranek" Rosiński.

Nazywał swój barak najlepszym miejscem na ziemi

20 czerwca dotarła do nas smutna informacja o śmierci Andrzeja Hermanowicza, znanego bardziej jako Pan Hos. Był on mieszkańcem Polany, z której też pochodził. Mimo że jego dom rodzinny znajdował się w tej bieszczadzkiej miejscowości, Hos postanowił zamieszkać „na swoim”. Jednak za nim się to wydarzyło, wyjechał do Austrii, żeby zarobić pieniądze na zakup domu, w którym mieszkał przez około 10 lat. Dom to miejsce, gdzie człowiek czuje się szczęśliwy – tak właśnie było w tym przypadku. Pomimo braku wody, prądu i wszelkich tego rodzaju wygód, Pan Hos nazywał swój barak najlepszym miejscem na ziemi, którego nigdy nie zamieniłby na nic innego. W tej wędrówce życiowej towarzyszył mu najwierniejszy przyjaciel pies Bartek.

Fot. Robert Mach

Pan Hos prowadził spokojne życie, choć nie brakowało w nim przygód. Jedną z największych był udział w serialu emitowanym w telewizji Polsat „Drwale i inne opowieści Bieszczadu”, pokazującego losy drwali, ale też ludzi szukających wytchnienia na łonie bieszczadzkiej natury, często popadających w alkoholizm. Bez wątpienia po programie stał się „celebrytą”. Jego barak w Polanie codziennie odwiedzało wielu fanów. Andrzej Hermanowicz był gościnną osobą, więc zawsze chętnie rozmawiał z ludźmi, którzy zaglądali do jego azylu czy też robił sobie z nimi wspólne zdjęcia. Niekiedy dochodziło do sytuacji, że po powrocie do domów wysyłali mu paczki.

Hosika poznałem dawno temu. Od razu było widać, że jest to osoba z dobrą duszą, uśmiechnięty, przyjazny, oddałby każdemu serce na dłoni. Kochał dzieci, zwierzęta. Jego wiernym przyjacielem był pies Bartek, który chodził za nim krok w krok. Często do niego jeździłem. Jeżeli nie zastałem go u siebie, to był pod sklepem. Zawsze chętnie opowiadał różne historie. Hos był jedną z niewielu osób, które mogę określić jako najwspanialsze jakie udało mi się spotkać w życiu. Był człowiekiem zaradnym, jak trzeba było pójść do roboty to poszedł - czy to na wypadł, czy wypasać owce. Niejeden mógł mu zazdrościć życia

– wspominana Pana Hosa jego przyjaciel Janusz Cybull.

Hosa poznałem na początku lat 80. Wtedy był to jeszcze dzieciak – mógł mieć 11-12 lat. Byłem od niego kilkanaście lat starszy. A Polana, w której mieszkał? Polana jak to Polana – było ostro. Chłopaki przyklejali się do hipisów, którymi wtedy byliśmy wszyscy na potęgę, jednak taka przepaść wiekowa między nami stanowiła barierę nie do pokonania. Później, jak to wszyscy Bieszczadnicy, Hos zaczął chodzić za pracą w lesie, ale ona mu za bardzo nie pasowała. Wolał zbierać zrzuty, jagody, grzyby. Miał znakomitą kondycję, był jednym z najlepszych. Wiem o czym mówię, znam zbieraczy zrzutów i to trzeba było robić bardzo szybko, głównie ze względu na niedźwiedzie. Pamiętam, że zawsze prosił mnie o to żebym mu sprzedawał te zrzuty – robiłem to za dobrą cenę. Jeśli potrzebował pożyczyć ode mnie pieniądze – pożyczałem bez wahania, gdyż wiedziałem, że i on by mi pomógł, kiedy bym tego potrzebował

– wspomina Andrzej „Żmiju” Borowski.

Bezinteresowny człowiek kochający Bieszczady i ludzi

Mówili o nim „Duch Gór”, bieszczadnik z krwi i kości. Przyjaciel, bezinteresowny człowiek, któremu oprócz spokoju do szczęścia nic więcej nie było potrzebne. Kochał rozmawiać z ludźmi, niezwykle przesympatyczny i miły. Swoimi opowieściami potrafił zaciekawić, a zarazem rozbawić będąc przy tym bardzo skromnym. W połowie lipca na Niebieskie Połoniny w wieku 77 lat odszedł Michał Hebda.

Fot. Jan Jano Darecki

Michał Hebda uznawany był za najstarszego stażem bieszczadzkiego zakapiora, rzeźbiarza zwanego słusznie „Duchem Gór”. Urodził się w 1946 roku i pochodził z okolic Krynicy. W Bieszczady przyjechał z rodzicami, gdy miał 2 lata. Zamieszkali wówczas w Wańkowej, następnie przeprowadzili się, a już w wieku 23 lat Michał Hebda założył swoją rodzinę. Bieszczady znał jak własną kieszeń, przeszedł wszystkimi szlakami i odwiedził nieistniejące już wioski. „Duch Gór” od około dwóch dekad mieszkał w Chrewcie, a w okolicy wypasał bydło.

Z nieżyjącym już przewodnikiem Andrzejem Niepołomskim pojechaliśmy na Chrewt. W oddali zobaczyliśmy blaszany barak. Był to jedyny „dom” na tym odludziu. W drzwiach pojawił się brodaty mężczyzna posturą przypominającą niedźwiedzia. Podeszliśmy zagadać i już po kilku zdaniach zostaliśmy zaproszeni na kawę i mieliśmy okazję zobaczyć jego pracownię. Na piecyku na drewno nastawił wodę, zaprezentował nam swoje dzieła i opowiedział o leśnym życiu

– wspomina Jan Jano Darecki. (Jan Jano Darecki - „Bieszczady Pustelnika Jano”)

Najstarszy wypalacz węgla drzewnego w Bieszczadach

W sierpniu, mając 76 lat zmarł Zygmunt Furdygiel, uchodzący za najstarszego wypalacza drewna w Bieszczadach. Był znany i ceniony nie tylko przez najbliższych, a także turystów odwiedzających te tereny. Nazywano go Zygmuntem Twardzielem, a także Zakapiorkiem ze Stężnicy.

Fot. Osada Ostoja | Facebook

Zygmunt Furdygiel urodził się w Czechowicach-Dziedzicach. Kiedy pierwszy raz przyjechał w Bieszczady był nastolatkiem. Wówczas niekoniecznie chciał zostawić swoje dotychczasowe życie i osiedlić się na tych terenach. Na Śląsku skończył technikum rolnicze, a później był zatrudniony przy budowie Huty Katowice, aż w końcu zatęsknił za wolnością. Ponownie przyjechał w Bieszczady, gdzie osiedlił się już na stałe i ożenił. Następnie zatrudniono go w Przedsiębiorstwie Produkcji Leśnej „Las”, nauczył się wypału węgla drzewnego i na kolejne dekady został smolarzem.

Przy retortach od zawsze czułem się wolnym człowiekiem. Pracowałem i robiłem sobie przerwę, kiedy tylko chciałem

– powiedział kiedyś w rozmowie z portalem Biznes i Styl.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama