W poniedziałkowy wieczór mieszkańcy, a także wszyscy miłośnicy Bieszczadów wstrzymali w pewnym momencie oddech. Około godziny 20:00, zaczęły pojawiać się pierwsze informacje mówiące o tym, że na uwielbianej przez wszystkich Połoninie Caryńskiej wybuchł pożar – dokładniej przy szlaku turystycznym prowadzącym z Przełęczy Wyżniańskiej. Powagę sytuacji dodawał fakt, że wszystko działo się na wysokości około 1220 metrów, w miejscu objętą ścisłą ochroną, do którego nie ma dróg. Strażacy z Ustrzyk Dolnych, Ustrzyk Górnych, Lutowisk, Dwernika, Zatwarnicy i Stuposian, goprowcy, leśnicy oraz pracownicy Bieszczadzkiego Parku Narodowego – łącznie ponad 90 osób, walczyło, by skutki tego żywiołu były jak najmniejsze.
Najważniejsza była mobilizacja wielu służb. Ratownicy zostali przetransportowani przy pomocy quadów na granicę lasu, a dalej, wraz ze sprzętem, kontynuowali drogę pieszo. Priorytetem działań było nie tylko ugaszenie pożaru, ale też zatrzymanie ognia na południowych stokach, tak by nie rozprzestrzenił się również na północą część. We wtorek, dyrekcja Parku poinformowała o skutkach żywiołu.
Fot. Bieszczadzki Park Narodowy | Dzień po pożarze na Połoninie Caryńskiej (09.04.2024)
Spaleniu uległy wyschnięte części kęp traworośli oraz nadziemne części krzewinek borówczysk. Wypalone są dwa miejsca o łącznej powierzchni 1.46 hektara. Na pożarzysku nie zaobserwowaliśmy strat przyrodniczych wśród zwierząt kręgowych. Liczba zniszczonych bezkręgowców jest trudna do oszacowania, ponieważ w obrębie pożaru nie występowały połoninowe torfowiska zawieszone i gleby murszowe, pożar miał charakter powierzchniowy
– informuje Bieszczadzki Park Narodowy.
Pożarów w wysokich Bieszczadach było więcej
Poniedziałkowy pożar na Połoninie Caryńskiej nie był jedynym tego typu zdarzeniem. Poważne zagrożenie, niemal w tym samym miejscu pojawiło się również trzydzieści lat temu, a dokładniej w 1994 roku. Wówczas ogień dość szybko opanowano, co sprawiło, że części podziemne roślin nie zostały bardzo uszkodzone. Miało to wpływ na szybką regenerację roślinności. W 2000 roku ogień wybuchł również na Haliczu i Rozsypańcu, cztery lata później w paśmie Szerokiego Wierchu, a w 2005 roku na Połoninie Bukowskiej.Do jednego z najgroźniejszych zdarzeń w Bieszczadach Wysokich doszło pod koniec kwietnia 2011 roku. Na południowym stoku Krzemienia pojawił się ogień, który przez wietrzną pogodę błyskawicznie się rozprzestrzenił. Wysokie, na ponad dwa metry płomienie dotarły wtedy na wysokość 1000 metrów, sięgając grzędy skalnej. Pożar spowodował nieuważny turysta wyrzucając niedopałek papierosa. Walka z żywiołem trwała wiele godzin i mimo zaangażowania służb, którzy przeprowadzili akcję gaśniczą przy pomocy tłumic i łopat, spłonęło prawie 20 hektarów łąk z cennymi zbiorowiskami roślinności alpejskiej. Na szczęście żywioł nie rozprzestrzenił się na północne stoki Krzemienia, gdzie zagroziłby kolejnym, niezwykle cennym stanowiskom rzadkich roślin.
Fot. GOPR Bieszczady | Pożar na zboczach Połoniny Caryńskiej w 2019 roku
Inne, a zarazem również niebezpieczne zdarzenie miało miejsce w październiku 2019 roku, kiedy na zboczach Połoniny Caryńskiej zapalił się las. Podobnie, jak w poprzednich sytuacjach, akcja gaśnicza była utrudniona ze względu na brak bezpośredniego dojazdu strażaków.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.