reklama

Kowbojski włóczęga będzie miał swoją ławeczkę

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Aktualności
reklama

Najważniejszym punktem programu będzie odsłonięcie ławeczki (na skwerze) oraz promocja III wydania książki pt. "Bieszczadzkie przypadki Jędrka Wasielewskiego - Połoniny" i V wydania "Dusiołków co one są w Bieszczadach" z rysunkami Jędrka Połoniny. Obie autorstwa Andrzeja Potockiego.

Szczegółowy program: KLIKNIJ

jedrek-polonina-laweczka-zrzutka
Ponadto podczas Złazu w Komańczy odbędzie się kiermasz z udziałem wytwórców bieszczadzkich dusiołków oraz koncert muzyki country.

jedrek-polonina-wystawa-prac
Fot. Bieszczadzki Dom Kultury w Lesku

Artysta i Bieszczadzki Kowboj

Andrzej Wasielewski czyli Jędrek Połonina był w Bieszczadach i dla Bieszczadów człowiekiem wyjątkowym. Znakomitym rzeźbiarzem, rysownikiem i malarzem - mistrzem dla wielu młodych artystów. Jego prace kupowali koneserzy, a sporą ich część posiadają bieszczadzcy przyjaciele. Jego rzeźba Ostatniej Wieczerzy i płaskorzeźbione stacje drogi krzyżowej znajdują się w kościele w Średniej Wsi.

Jędrek Połonina był również pierwszym rozpoznawalnym bieszczadzkim kowbojem. W kapeluszu, konno przemierzał Bieszczady wzdłuż i wszerz. Szczególnie ukochał sobie obie połoniny: Caryńską i Wetlińską. Był częstym gościem w schronisku na połoninie wetlińskiej, u ówczesnego gospodarza Lutka Pińczuka.

jedrek-polonina
Fot. Ewa Wójciak
Miał wielu przyjaciół w środowisku artystów, których odwiedzał jak wyruszał na wyprawy poza Bieszczady. Zatrzymywał się u malarzy, poetów, pieśniarzy. Przyjaźnił się z Magdą Umer, odwiedzał go pieśniarz i poeta Wojciech Bellon.

Andrzej Wasielewski urodził się 1 lutego 1949 r. w Górznie. Kształcił się w Brodnicy. Jednak pewnego dnia rzucił wszystko i uciekł.

Jędrek często uciekał z domu, od małego uciekał, ale wracał – mówi mama Andrzeja, Maria Wasielewska. – Trzy miesiące przed maturą również zbierał się do ucieczki. Myślę, że bał się matury, że jej nie zda. Miał dobre oceny, profesorka mówiła, że zdałby bez problemu. On jednak obrał inną drogę. Wybrał wolność. Kiedy wyjeżdżał powiedział „jeszcze o mnie usłyszycie”.
W Bieszczadach pojawił się jako siedemnastolatek w 1966 r. Uciekł wtedy ponownie z domu, przed końcem roku szkolnego. To w Bieszczadach stał się legendarnym włóczęgą - Jędrkiem Połoniną - jak sam siebie nazwał.

W Bieszczadach mieszkał kolejno w Glinnem, Orelcu. Solinie, Terce, Krempnej, Wetlinie, Lesku, Zagórzu i na koniec w Kulasznem. Był między innymi pierwszym komisarzem Bieszczadzkiej Galerii Sztuki "Synagoga" w Lesku. Pracę zaproponował mu ówczesny dyrektor - Andrzej Potocki. Niestety już po trzech miesiącach pracę tę porzucił.

jedrek-polonina-rzezba
Fot. Zrzutka/A.Potocki

Rzeźbiarz i Zakapior

Rzeźbił coraz bardziej piękne madonny, anioły, kapele, malował jesienną paletą barw bieszczadzkie strachy i cerkiewnych świętych. Rozchodziły się te cudeńka po szerokim świecie i budziły zachwyt - wspomina Andrzej Potocki w książce "Majster Bieda czyli Zakapiorskie Bieszczady".

Może to Cię zainteresuje: Krywe. Nieistniejąca wieś.

Andrzej Potocki napisał o nim:

Był wszędzie tam, gdzie nieludzko zatracał się tamten zakapiorski Bieszczad. Żył jak rock’a'rollowcy – z dnia na dzień, imprezując na całego przy każdej nadarzającej się okazji. Kochał piosenki Wołodi Wysockiego, ale jaszcze bardziej kochał alkohol. I kobiety. I konie. I psy. Przeszedł przez życie gwałtownie i szybko jak wiosenna burza (…) W swoim ziemskim jestestwie wpisał się w Bieszczad mitem kowbojskiego włóczęgi. Zamiast winchestera miał przytroczone do siodła rzeźbiarskie dłuta. Cudował nim świętych Pańskich albo i samego Boga z mateczką Maryjką. Jedni widzieli w nim zwyczajnego pijaka, inni genialnego artystę, a on nie zważając na to upadał i podnosił się, gubił kapelusze i sięgał po aureole.
Zginął w Komańczy 4 września 1995 r, potrącony przez samochód. W Kulasznem znajduje się jego grób, a na nim osobliwy krzyż zrobiony z końskich podków.

Niezwykle przejmujący opis pogrzebu zamieścił Andrzej Potocki w książce "Majster Bieda czyli Zakapiorskie Bieszczady":

Jak żeśmy odprowadzali go na cmentarz, po niebie żałobny granat chmur od Wielkiego Działu jak śmiertelny całun ciągnął się za nami.
A jak żeśmy nad jego trumną stali, jastrząb zatoczył koło nad cmentarzem, jakby wypatrywał Jędrkowej duszy, ulatującej w niebiosa. Daleko na krawędzi widnokręgu rozległ się grzmot burzy niby tętent spłoszonego przez biesy tabunu koni, przeganianych z połoniny na połoninę. Jeszcze tyle piwa mogłeś wypić, tyle drewna w anioły przemienić, kałuż rozchlapać, koni ujeździć, kapeluszy zgubić... Jędrek...

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama