Wieczór rozpoczął się od wernisażu niezwykłej wystawy fotograficznej, połączonej z promocją książki, będącej owocem przyjaźni i wspólnej pasji. Lidia Olejarz, Marta Kurc, Józef Alberski i Robert Mach pokazali nam nie tylko swoje zdjęcia i prace, ale także opowiedzieli historię przyjaźni, wspólnych wędrówek i zachwytów nad Bieszczadami. Ich „Bieszczadzkie Pstryki Naszej Kliki” to nie nazwa – to wyznanie. Zdjęcia, słowa, wspomnienia, wszystko to złożyło się na opowieść głęboko zakorzenioną w miłości do Bieszczadów.
Dla mnie ten wieczór był szczególny, bo choć bywam gospodarzem wielu spotkań, to rzadko kiedy doświadczam takiej prawdy w spojrzeniach, takiej autentyczności w gestach. Pomyślałem wtedy, że mógłbym zacytować Siczkę „To właśnie są moje Bieszczady”, ale nie. Tym razem wolę powiedzieć „bo tacy są właśnie moi Goście”, ci na scenie i ci na widowni. I chyba właśnie w tym jest sens tych naszych spotkań – by przypominać sobie, że życzliwość, przyjaźń i bezinteresowność naprawdę istnieją. I mają się dobrze.
A potem, jakby wszystko miało swój naturalny rytm, przyszedł czas na koncert. Paweł Lewandowski, tydzień po premierze swojej pierwszej płyty „Pieśni wiatru”, zagrał dla nas z towarzyszeniem Mariusza Czaka (gitara solowa) i Pawła Barana (gitara basowa). „Pstrykom” bardzo zależało, by to właśnie on był muzycznym dopełnieniem wieczoru i to był strzał w dziesiątkę. Publiczność oddała energię płynącą ze sceny, tańczyła, śpiewała, a pioruny zdawały się podbijać dramaturgię każdej frazy. To był koncert, który się nie powtórzy. I chyba o to chodzi, żeby nie było dwa razy tak samo.
Był też moment bardzo osobisty. W pewnym momencie Paweł wręczył Robertowi Machowi, swojemu przyjacielowi, płytę z numerem 1, z limitowanego nakładu, z żurkiem. Nie zdążył tego zrobić na premierze w Chryszczatej i właśnie dlatego ten gest podczas sobotniego koncertu miał w sobie coś szczególnego. Dla Roberta był to moment wyjątkowy, głęboko wzruszający, ze łzami w oczach], których nie sposób było ukryć. I nie wstydzę się napisać, że były też w moich. Takie momenty zapuszczają korzenie w sercu i zostają w nim na zawsze.
Dziękuję wszystkim, którzy przyszli – mimo deszczu, grzmotów i stworzyli ten piękny klimat. To Wasza obecność sprawia, że te spotkania mają sens. I nieważne, czy to Chreptiów, czy inna bieszczadzka przystań, gdy jesteśmy razem, dzieje się magia. Magia prawdziwych Bieszczadów.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.