Podczas pierwszej edycji Przystanku Bieszczady Rock Festiwal emocji nie brakowało, ale to właśnie koncert zespołu KSU stał się prawdziwym punktem kulminacyjnym wydarzenia. Wielu uczestników nie kryło, że to właśnie dla tej grupy przyjechało do Leska. Jak sami mówili: „to właśnie dla KSU tu jesteśmy”.
Formacja pochodząca z Ustrzyk Dolnych zagrała koncert, który na długo zapadnie w pamięć uczestnikom. Od pierwszych dźwięków zespół porwał zgromadzoną publiczność, a energia pod sceną nie słabła ani na moment. Repertuar obejmował zarówno starsze, dobrze znane utwory, jak i te nowsze, co pokazało, że KSU wciąż potrafi odnaleźć się w zmieniających się muzycznych realiach, nie tracąc przy tym swojej tożsamości.
Interakcja, która buduje wspólnotę
Na szczególne uznanie zasługuje postawa lidera zespołu, Eugeniusza „Siczki” Olejarczyka. Nie ograniczał się on jedynie do występu na scenie – wielokrotnie schodził do publiczności, śpiewając razem z fanami, a niekiedy nawet oddając im mikrofon. Ta bezpośrednia interakcja stworzyła niezwykle autentyczną więź, która wzmacniała poczucie wspólnoty między artystami a słuchaczami.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.