reklama

Historia ukryta w Bieszczadzkiej ziemi

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Zbigniew Maj

Historia ukryta w Bieszczadzkiej ziemi - Zdjęcie główne

Bojkowska piwnica | foto Zbigniew Maj

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Bieszczadzkie dzieje Piwnice były nie tylko miejscem przechowywania żywności i innych wartościowych przedmiotów, ale także stanowiły często tajemnicze pomieszczenia, pełne historii i opowieści. Zniszczenie tych przestrzeni oznacza utratę nie tylko materialnych śladów przeszłości, ale również naruszanie dziedzictwa kulturowego.

Historia starej fotografii

Zdjęcie przedstawia wnętrze piwnicy we wsi Jaworzec. Piwnice towarzyszyły każdej zagrodzie bojkowskiej. Murowano je najczęściej z kamienia rzecznego bez użycia zaprawy murarskiej (suchy mur). Bojkowie byli mistrzami w tym fachu. Piwnice takie posiadały sklepienie kolebkowe. Odpowiednia technika układania i odpowiednio dobrane kamienie, to wsztystko gwarantowało trwałość takiej budowli i uniemożliwiało jej zawalenie.

Oczywiście większość z piwnic uległa już zniszczeniu. Niszczono je celowo (gdy powstawały w ich miejscu nowe gospodarstwa) ale również niszczono z innych powodów i pobudek. Niszczone były przypadkowo (np. a czasie robót ziemnych prowadzonych przez nadleśnictwa) chociaż nie zawsze były to działania przypadkowe.

Budowano różnego rodzaju piwnice.  Najczęściej wolnostojące, obok zabudowań,  z wykorzystaniem naturalnego ukształtowania terenu np. zbocza, skarpy potoczków. Bywały też piwnice pod budynkami. Wejście do niej znajdowało się pod okapem dachu. Jeśli budynek był na wysokiej podmurówce, to wejście znajdowało się na wprost, z wykorzystaniem kilku schodków. Jeżeli chata stała na równym terenie, schody do niej wiodące zbudowane były równolegle do ściany, schodziło się w ten sposób do poziomu piwnicy.

Każda taka piwnica wyposażona była w otwór wentylacyjny. Wolnostojące piwnice miały otwór wyprowadzony na zewnątrz, przez sufit piwnicy. Te piwnice, które znajdowały się pod budynkami, miały otwory wentylacyjne wyprowadzone na zewnątrz budynku, któż bowiem chciałby mieszkać wśród zapachów gnijących kartofli i kapusty. Obydwa te rozwiązania występują w Jaworcu. Można je zobaczyć korzystając ze ścieżki historyczno-przyrodniczej "Bieszczady Odnalezione". 

W piwnicach takich przechowywano głównie płody rolne, takie jak ziemniaki, kapusta, owoce i itp, oraz produkty mleczne. Panowała w nich stała temperatura o każdej porze roku, co sprzyjało przechowywaniu w nich produktów spożywczych. O solidności i trwałości tych budowli świadczy fakt, że te z nich, które nie zostały przypadkowo, czy celowo zniszczone, przetrwały do dzisiaj, mimo upływu niemal 70 lat od wysiedleń miejscowej ludności. Niektóre z nich pokonała bujna przyroda bieszczadzka, np. gdy wyrosło na piwnicy drzewo rozsadzając sklepienie swoimi korzeniami.

Większość piwnic bojkowskich, jak wcześniej wspomniałem, już nie istnieje. Ogromną ilość takich piwnic rozebrano też w trakcie budowy bieszczadzkiej obwodnicy. Wykorzystywano wtedy wszystko, czym można byłoby utwardzić podłoże. Rozbierano wszelkie kamienne budowle, jakie zachowały się w pobliżu budowanej szosy, a więc także piwnice i podmurówki domów. 

Stare piwnice były rozbierane lub niszczone także przez nowych osadników. Dla niektórych było to oczywiste, przecież to były tylko pozostałości po Ukraińcach. Często były rozjeżdżane spychaczami, czy ciągnikami leśnymi, przypadkowo, bądź dla zabawy. Taki przypadek zaobserwowałem jeszcze całkiem niedawno w Jaworcu. 

Turyści, gdy natknęli się na taką piwnicę, nierzadko byli przekonani, że oto odkryli jakiś tajemniczy bunkier banderowski. I krążyły więc potem po Polsce niesamowite opowieści o bunkrach i zmyślnych kryjówkach banderowskich. Wyobraźnia podsycana była powszechną wówczas lekturą "Łuny w Bieszczadach", zawierającą o tyle niesamowite, co zmyślone nierzadko przez jej autora opowieści.

Dzisiaj niewiele pozostało już w naszych Bieszczadach piwnic bojkowskich, zważywszy że przecież towarzyszyły one każdej zagrodzie. Najwięcej ocalało w nie zasiedlonych po wojnie wioskach, takich jak Jaworzec, Łuh czy Zawój. Wędrując po bezdrożach na terenie takich wiosek, należy zachować szczególną ostrożność, gdyż można niespodziewanie zapaść się "pod ziemię", trafiając na otwór wentylacyjny piwnicy, lub starą studnię.

Na koniec garść osobistych refleksji. Panuje ostatnio moda na oznaczanie, opisywanie takich miejsc, gdzie zachowały się ślady historii tych okolic, i kierowanie tam turystów. Takie działanie oceniam pozytywnie, ale w rozsądnych granicach. Tylko że trudno takie granice nakreślić. Powstanie ścieżki historycznej w Jaworcu oceniam pozytywnie, zwłaszcza że sam dołożyłem do tego swoją cegiełkę. Uważam za celowe pokazanie miłośnikom Bieszczadów resztek bojkowskiego świata, które tutaj jeszcze się zachowały. Ale oznaczanie wszystkich zachowanych piwnic i kierowanie do nich turystów mijałoby się z celem.

Być może przyczyniłem się w pewnym stopniu do czegoś, co sprawiło na mnie niezbyt miłe wrażenie. Wspomniałem otóż w swojej książce o zachowanych w Studennem szczątkach niemieckiej strażnicy granicznej. Przemierzając jakiś czas później trasę z Zatwarnicy do Rajskiego, dostrzegłem tablicę informującą o tym miejscu. Wygląd jego sprawił na mnie wrażenie raczej przygnębiające. Niegdyś ci, którzy trafili na to miejsce, zafascynowani byli tonącymi w bujnej zieleni kamiennymi szczątkami podwalin dawnej strażnicy. Mogli poczuć się jak odkrywcy. Dzisiaj jednak miejsce to jest rozdeptane, a niektórzy z odwiedzających je zdegustowani są faktem, że ich tutaj skierowano.

Uważam za słuszne pokazanie turystom śladów po dawnych mieszkańcach i historii tych okolic. Ale przecież nie wszystkich! Pozostałości po niemieckiej strażnicy zobaczyć można w Tworylnem. Uważam, że nie ma sensu pokazywać turystom każdego takiego miejsca, gdzie zachowały się ślady jakiś kamiennych konstrukcji, bo przecież wyglądają one podobnie.

Wiem, że nie wszyscy myślą podobnie, a niektórzy negatywnie mogą ocenić moje narzekanie. Uważam jednak, że przy coraz większym natężeniu ruchu turystycznego w Bieszczadach rozdeptywanie wszystkich dostępnych miejsc, gdzie zachowały się jeszcze jakieś ślady historii spowoduje, że piękne trasy przez bieszczadzkie uroczyska, takie jak ta przez Tworylne, zatracą swój unikatowy klimat, który wciąż przyciąga zwolenników tej zacisznej jeszcze krainy.

Autor: Zbigniew Maj

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy