Przypomnę dzisiaj opis niezwykle ciekawego zdjęcia. Zrobiono je w latach 50. xx w. Były to pionierskie czasy powojennej gospodarki leśnej w Bieszczadach. W niższych partiach gór nadleśnictwa wznowiły działalność znacznie wcześniej, tuż po zakończeniu działań wojennych. W Bieszczadach Wysokich zaczęto je organizować dopiero kilka lat później. Dopiero w kwietniu 1953 roku dyrektor Okręgowego Zarządu Lasów Państwowych wydał decyzję o zlustrowaniu terenów leśnych po lewej stronie Sanu, od Ustrzyk Górnych do Hulskiego. Tereny te, chociaż formalnie administrowane przez Lasy Państwowe, były wtedy jeszcze nierozpoznane pod względem zasobów leśnych.
Ruszyła wtedy w teren trzyosobowa komisja, której powierzono to zadanie. Okazało się że eksploatacja lasów na tym terenie będzie niezwykle trudnym zadaniem. Powody były oczywiste jeszcze przed podjęciem tych działań. Jednak już w terenie okazało się, że okolice pozbawione są nie tylko mieszkańców wysiedlonych kilka lat temu, a mówiąc wprost miejscowej siły roboczej, ale w praktyce także dróg.
Dawne drogi co prawda istniały jeszcze, ale były w opłakanym stanie, często porośnięte już młodnikiem olszynowym, a w wielu miejscach pozbawione były mostów. Nie istniały też żadne drogi leśne. Zachowały się natomiast ślady bojkowskich dróg gospodarczych, wiodących jednak nie na oddziały leśne, lecz na odległe pola i połoniny.
Jednak zaledwie rok później podjęto odpowiednie działania, mające na celu umożliwienie pracy zarówno drwali, jak i wozaków w tych niezwykle trudnych warunkach. Oczywiście podstawowym środkiem transportu były zaprzęgi konne. Wszędzie tam, gdzie było to możliwe, zaczęto jednak stosować sprzęt zmechanizowany.
Już na początku lat 50-tych pojawiły się w Bieszczadach samochody ciężarowe produkcji radzieckiej marki ZIS oraz ZIŁ. Ciężarówki ZiS (Zawod Imieni Stalina) produkowano już w latach 30.XX w. ZiS 5 był używany przez Armię Czerwoną w czasie wojny. Bezpośrednio po zakończeniu wojny ciężarówki te zaczęto sprowadzać do Polski. Używano ich także w Bieszczadach. Mój tato, który przyjechał tutaj w owym czasie (na początku lat 50-tych) nie tylko miał okazję poznać te samochody, ale również taką ciężarówkę prowadzić. Opowiadał, że egzemplarze wykorzystywane w Bieszczadach były już bardzo wyeksploatowane i awaryjne. Utarło się nawet żartobliwe powiedzenie powtarzane wśród tych, którzy ten sprzęt mieli możliwość bliżej poznać - " ZIS piać, z góry jechać, pod górę pchać".
Samochody te musiały jednak sprostać wyzwaniu. Drogi i bezdroża bieszczadzkie były próbą sprawności nie tylko dla pojazdów, ale również dla kierowców. Spójrzmy na zdjęcie i wyobraźmy sobie, jakie umiejętności i jaką odwagę musieli posiadać kierowcy decydujący się na przejazdy przez wezbraną rzekę takim samochodem z pełnym ładunkiem.
Gdy dodatkowo wyobrazimy sobie fakt, że kierowca tak naprawdę nie wiedział przeważnie po jakim podłożu jedzie w mętnej wodzie, zrozumiemy jak trudne było to zadanie.
Widoczny na zdjęciu samochód to nowszy model (chociaż ZIS 5 produkowano aż do 1958 r.), najprawdopodobniej jest to ZIS 150.
Z biegiem czasu powstawały nowe mosty, początkowo drewniane. Niektóre z nich, zbudowane nad dużymi nawet rzekami, istnieją do dzisiaj dzisiaj. Najbardziej znane turystom takie mosty znajdują się w Dwerniku i Zatwarnicy (na Sanie). Do niedawna istniał taki również w Terce (na Solince).
Z biegiem czasu poczciwe ZIS-y zastąpione zostały przez lepsze, nowocześniejsze samochody produkcji Czechosłowackiej, marki Praga. Złote czasy leśnego transportu samochodowego nastały jednak dopiero w latach 60-tych, po wybudowaniu obwodnicy bieszczadzkiej. Z biegiem lat wyparł on nawet królujący tu wcześniej transport kolejkowy.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.