reklama

Historia starej fotografii. Wycieczka turystyczna kultowym Jelczem w Bieszczady

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Marek Hartman - archiwum prywatne

Historia starej fotografii. Wycieczka turystyczna kultowym Jelczem w Bieszczady - Zdjęcie główne

Autokar "Jelcz" w Ustrzykach Górnych | foto Marek Hartman - archiwum prywatne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Bieszczadzkie dzieje Uwieczniona na tej starej fotografii scenka miała miejsce w Ustrzykach Górnych, w centralnej ich części, w pobliżu przystanku autobusowego i kiosku Ruchu. W tle widać jedno z pobliskich łagodnych wzgórz, dzisiaj zadrzewione i zakrzaczone, wówczas pokryte zielonymi trawami.
reklama

Dzisiaj prezentuję urocze zdjęcie z pierwszej połowy lat 60. XX w. pochodzące z prywatnego archiwum Marka Hartmana. Uwieczniono na nim zorganizowaną wycieczkę turystyczną w Bieszczadach oraz sam autokar. 

Kultowy Jelcz zwany "ogórkiem"

Jest to niezapomniany pojazd marki Jelcz, popularnie zwany ogórkiem. Obok autokaru uwija się grupka turystów i płonie ognisko. Nie rozpalono go jednak z myślą o pieczeniu kiełbasek. Na tejże wycieczce połączono przyjemne z pożytecznym. Jej uczestnicy biorą udział w akcji zbierania śmieci. Są one spalane w rzeczonym ognisku. No cóż, inne to były czasy, próżno byłoby wtedy oczekiwać na śmieciarkę która wywiozłaby te zbiory.

Nie uważano wtedy że spalanie śmieci w ognisku jest czynem złym, wręcz przeciwnie, z dwojga złego lepiej było spalić papiery w ognisku niż pozostawić zaśmiecone pobocza szosy zwanej wtedy (dzisiaj także) obwodnicą bieszczadzką. 

Szosa ta przybliżyła Bieszczady dla szerokiej rzeszy turystów, również takich, którzy wcześniej nie mogli sobie pozwolić na wielodniowe wędrówki z ciężkim plecakiem.

Ustrzyki Górne

Uwieczniona tutaj scenka miała miejsce w Ustrzykach Górnych, w centralnej ich części, w pobliżu przystanku autobusowego i kiosku Ruchu. W tle widzimy jedno z pobliskich łagodnych wzgórz, dzisiaj zadrzewione i zakrzaczone, wówczas pokryte zielonymi trawami. Jest to oczywiście fragment dawnych pól uprawnych zdziczałych po  wywiezieniu stąd w latach czterdziestych dawnych ich mieszkańców.

Bieszczady wyglądały wtedy inaczej niż dzisiaj. Były miejscem pustym i spokojnym. W dolinach królowały malownicze rozległe łąki porośnięte już z rzadka krzewami jałowca, młodymi brzozami i olszyną lecz wciąż bardzo urokliwymi. Były to krajobrazy westernowe niemalże, i tak też kojarzyły się niektórym, zwłaszcza po obejrzeniu nakręconego kilka lat wcześniej filmu pt. Rancho Texas.

Wyludnione Bieszczady były oazą ciszy i spokoju 

Turyści przyjeżdżali tu jednak głównie dlatego że postrzegane już były wtedy Bieszczady jako oaza ciszy, miejsce w niewielkim stopniu zagospodarowane po wysiedleniu miejscowych Bojków, gdzie można było zakosztować niezwykłej przygody na prawdziwym odludziu. Do wyjątkowych atrakcji należała wędrówka przez połoniny wąską ścieżynką i cudownymi widokami na okoliczne doliny gdzie z trudem można było wypatrzeć nieliczne drewniane zabudowania dla pracowników leśnych.

Z biegiem czasu zaczęły się z wolna zmieniać nasze Bieszczady (obecnie nie można już powiedzieć że "z wolna"). Przybywało domów, pojawiały się firmy takie jak PGR-y  czy też Igloopol, a w dolinie górnego Sanu rozgościło się wojsko.

"Nowi Bieszczadnicy"

Zaczęli też przyjeżdżać tutaj z zamiarem osiedlenia się na stałe ludzie zauroczeni Bieszczadami. Początkowo zatrudniali się w nadleśnictwach, zbierali borówki, niektórzy budowali sobie jakieś szałasy by zamieszkać z dala od ludzi. W ciągu ostatnich dziesięcioleci natomiast pojawiła się tutaj spora liczba miłośników tych gór pragnących zamieszkać tu na stałe prowadząc działalność w branży turystycznej lub też biznesmenów którzy postanowili tutaj właśnie zainwestować swoje pieniądze.

Ci "nowi bieszczadnicy", jak niektórzy ich nazywają, w większości uważają się za wielkich miłośników bieszczadzkiej przyrody i tej specyficznej atmosfery z której góry te słyną. Jednak po przyjeździe i rozpoczęciu działalności niektórzy natychmiast zapomnieli co tak naprawdę urzekło ich w tej krainie. Czasami można wręcz odnieść wrażenie, że niektórzy zrobiliby wszystko dla zarobku. 

Od czterech dni słuchamy w Wetlinie jakiegoś niezwykle hałaśliwego koncertu. Trwa on nieprzerwanie, dzień i noc. Dźwięki jakichś bębnów lub głębokich basów ( w tej chwili także) roznoszą się po całej okolicy i są one nie do wytrzymania. Zastanawiam się czym znieczulają się uczestnicy tej imprezy trwającej nieustannie dzień i noc od kilku dni, że są w stanie to wytrzymać. 

Część wypoczywających tutaj w czasie długiego weekendu turystów czuje się zdegustowana tym dzikim hałasem, i mało wypoczęta. Można się jedynie domyślać jak reaguje na to wszystko zwierzyna w okolicznych lasach, a przecież jak można się domyślać większość z uczestników tegoż koncertu uważa się za miłośników bieszczadzkiej  przyrody.

Bieszczady zmieniają się z biegiem czasu. Jest to zjawisko jak najbardziej naturalne, i to co było już nie wróci. Oby jednak te zmiany nie poszły za daleko bo nadal większość turystów przyjeżdża tutaj w poszukiwaniu spokoju i wytchnienia.

Autor tekstu: Zbigniew Maj, zdjęcie: prywatne archiwum Marka Hartmana

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama