reklama

Historia starej fotografii. Wspomnienie o zatopionej wiosce

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: J. Domański

Historia starej fotografii. Wspomnienie o zatopionej wiosce - Zdjęcie główne

Opuszczone gospodarstwa !964 r. | foto J. Domański

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Bieszczadzkie dzieje Takich opuszczonych gospodarstw było w tamtym czasie jeszcze setki. Gdzieniegdzie pozostały samotne, walące się już chaty, które nie były na tyle atrakcyjne, by zainteresowali się nimi grasujący swobodnie w latach 50. szabrownicy.

Dzisiaj zdjęcie z roku 1964, autorstwa J. Domańskiego, zamieszczone onegdaj w ciekawym albumie, wydanym w tymże roku właśnie, pt. „Bieszczady”. Autor bądź wydawca albumu nie wiedział zapewne gdzie zostało ono zrobione, toteż podpisano je następująco: „Opuszczone gospodarstwo”.

Opis jak najbardziej prawidłowy, nic do zarzucenia, no może poza jedną sprawą, nie wiadomo gdzie to gospodarstwo się znajdowało, a przecież każdy chciałby wiedzieć, zwłaszcza teraz. Skromne opisy zdjęć starszych wydawnictw (obecnych także), to najpoważniejsza ich wada.

Tajemnice opuszczonych gospodarstw

Takich opuszczonych gospodarstw było w tamtym czasie jeszcze setki. Gdzieniegdzie pozostały samotne, walące się już chaty, które nie były na tyle atrakcyjne, by zainteresowali się nimi grasujący swobodnie w latach 50. szabrownicy. Mogły też mieć tyle szczęścia, że nie zniszczyli je pracownicy pegeerów, nowi osadnicy, bądź pasterze podhalańscy.

Nie trwało ono długo, jak widać na zdjęciu. W tym jednak przypadku mogło być jeszcze inaczej.

Długo i nieskutecznie głowiłem się, gdzie mogła owa chata się znajdować. Zbyt mało, i żadnych charakterystycznych szczegółów fotka ta zawiera. Dla mnie, ale przecież nie dla kogoś, kto znał te tereny jak własne podwórko.

Pokazałem to zdjęcie mojej Mamie, która przecież pochodziła z tych stron, i znała te tereny jak własne podwórko, z zapytaniem, czy podejrzewa, gdzie mogło być zrobione to zdjęcie. Jej reakcja zaskoczyła mnie i zdumiała. Jak to gdzie, przecież to jest dom (Mama wymieniła nazwisko gospodarza, którego niestety sobie nie zapisałem) w Teleśnicy Sannej.

Chata z Teleśnicy Sannej

Mama nie wahała się ani przez chwilę, i nie ma w tym nic dziwnego. W Teleśnicy Sannej urodziła się jej mama, a moja babcia Maria. Tam właśnie mieszkała rodzina moich pradziadków. Mama wielokrotnie odwiedzała swoich dziadków i zwiedzała tamte okolice, toteż nie mam najmniejszych powodów aby jej nie wierzyć.

Stąd też z całym przekonaniem napisać mogę, że na zdjęciu uwieczniono jedną z opuszczonych w ramach przygotowań do utworzenia Zalewu Solińskiego chat w Teleśnicy Sannej, już po zlikwidowaniu miejscowego PGR-u.

W tym miejscu pozwolę sobie przytoczyć niewielki fragment z cytowanej już wcześniej książki, której jeszcze nie ma:

Michał Łapczyński pochodził z Teleśnicy Sannej, gdzie od wielu pokoleń mieszkali jego przodkowie. Ożenił się z dziewczyną pochodzącą z zamieszkującej wioskę Horodek – leżącą po drugiej stronie Sanu - rodziny Koncewiczów. W okresie międzywojennym ich córka Maria wyszła za mąż i wraz z mężem zamieszkała w Rajskiem ( „w Rajskich” - jak tutaj mawiano), gdzie w połowie lat trzydziestych przyszła na świat ich młodsza córka a moja Mama – Anastazja. […..]

Kolejne nieszczęście spadło na rodzinę w 1945 roku. Utworzono w tym czasie nową granicę państwa na rzece San, od samych jej źródeł niemalże, aż do Soliny. Teleśnica Sanna gdzie mieszkała rodzina moich pradziadków Łapczyńskich znalazła się ku rozpaczy większości jej mieszkańców po stronie Związku Radzieckiego. We wsi zainstalowała się jednostka radzieckich pograniczników. Wkrótce potem rozpoczęły się wysiedlenia z radzieckich już wiosek leżących tuż przy rzece San. Los ten spotkał wielu mieszkańców Teleśnicy Sannej.

Była ostatnią z bieszczadzkich nadsańskich wiosek, które odcięła od Polski nowa granica. Poniżej wioski, tuż przed Soliną, granica skręcała na północ, w kierunku góry Jawor, w dalszym przebiegu przecinając wioski Łobozew i Ustianowa. Solina ze wszystkimi jej przysiółkami pozostała już po polskiej stronie. Członkowie całej teleśnickiej rodziny Łapczyńskich stali się nagle i nieoczekiwanie obywatelami Związku Radzieckiego. Polaków z Teleśnicy Sannej potraktowano bardzo surowo, zostali przesiedleni w głąb tego kraju, niektórzy bardzo daleko.

Dwaj starsi bracia mojej Mamy oraz dziadkowie zostali osadzeni na terenie USRR. Józefa razem z dziadkami skierowano w okolice Żytomierza, a Michała aż pod Odessę. Ciocia Róża natomiast, pomimo tego że była nieletnia, gdyż miała dopiero piętnaście lat, trafiła do innego transportu i wszelki słuch o niej zaginął.

Najbliżsi poszukiwali jej bezskutecznie przez kilka dziesięcioleci . Dopiero dwadzieścia lat po jej śmierci, najstarszej córce cioci Róży udało się odnaleźć swoich bliskich mieszkających do dzisiaj na Ukrainie - rodziny wujków Michała i Józefa. Poprzez naszych „ukraińskich” krewnych moja kuzynka odnalazła też w końcu moją Mamę, a swoją ciocię, Anastazję. Dopiero wtedy dowiedzieliśmy się, że ciocia Róża została wywieziona aż na Syberię, gdzie po pewnym czasie wyszła za mąż, a ostatnie lata swego życia spędziła w Omsku za Uralem.”

Losy bojkowskich wiosek

Niektóre z chat bojkowskich, leżących na terenie, które powróciły do Polski w 1951 roku, zajmowane były przez pracowników rozpoczynających tu już w następnym roku działalność PGR-ów. Nie wszystkie jednak, wiele domostw pozostało niezamieszkanych, niektóre rozbierano, a inne wykorzystywano jako obiekty gospodarcze.

Chata jak widać nie została przez nikogo celowo zniszczona, wszystko wskazuje na to, że to co uwieczniono na zdjęciu, jest naturalnym procesem niszczenia budowli, w której nikt już nie mieszkał. Po prostu rozsypuje się troszkę ze starości, a więcej z zaniedbania. Wystarczy przecież nie remontować dachu drewnianej chaty, a woda już swoje zrobi.

Nie tylko dziczejąca lecz niezarośnięta jeszcze olszyną okolica, ale i obecność turystów przy chacie, może świadczyć o tym, że jest to niezamieszkana w tym czasie wioska, lub część takiej wioski. Lokalizacja o której wspomniałem, jest więc w pełni prawdopodobna.

Zdjęcie zrobiono wiosną przy pięknej, słonecznej pogodzie, około południa, o czym świadczą krótkie cienie. Chata owa, już z całą pewnością dzisiaj już nieistniejąca (być może miejsce to zostało zalane wodą), to niemy świadek tragedii, jaka spotkała w tamtych latach mieszkańców tych okolic, nie tylko Bojków.

Setki mieszkających tu rodzin, zarówno rusińskich, jak i polskich, tych mieszkających na zachód, jak i na wschód od Sanu, zostało wypędzonych ze swoich gospodarstw i wywiezionych gdzieś na tereny równinne, gdzie musieli zaczynać nowe życie, często w skrajnie trudnych warunkach, i równie często wśród ludzi nieprzychylnie do nich nastawionych.

Jedno jest pewne, nikt nie ujrzy już tego, co owi turyści w latach 60-tych, uwiecznieni na zdjęciu. Nikłe ślady domostw, te które nie znalazły się pod wodą, widoczne są jedynie wczesną wiosną, zanim miejsce gdzie stały przykryje wysoka, bujna roślinność.

Autor: Zbigniew Maj. Autor opowieści o trudach życia powojennych osadników "Bieszczadzka Odyseja. Wspomnienia moich rodziców"

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy