Wspomnienie
Fotografia ta jest dla mnie niezwykle ciekawa i cenna, a także historyczna już, bowiem zobaczyć można na niej fragment Bieszczadów takich, jakimi zapamiętałem je z czasów swego dzieciństwa.Takie Bieszczady oglądały też rzesze turystów wędrujących tędy przez trzy pierwsze dekady powojennej turystyki. Wędrówka szosą, pomimo tego, że większość ówczesnych turystów dźwigała wielkie i ciężkie plecaki, była niezapomnianym przeżyciem.
Z Wetliny do Ustrzyk Górnych. Kiedyś
Cała trasa z Wetliny do Ustrzyk Górnych była niemalże jednakowo widokowa. Rozległe bezleśne przestrzenie obejmujące tereny nieistniejących już wiosek, duże fragmenty dawnych pól malowniczo porośniętych krzewami jałowca i stare sady w miejscach, gdzie dawniej istniały zagrody bojkowskie. Można było zatrzymać się i rozłożyć biwak w dowolnym miejscu, latem i jesienią pojeść całkiem smacznych jeszcze owoców z bojkowskich mikro-sadów. Źródlanej wody, bądź krystalicznie czystych potoczków było wtedy pod dostatkiem. Zmieniło się to częściowo na początku lat 80-tych, do czego wrócę za chwilę.
Zmieniający się Krajobraz Bieszczadów. Wspomnienia i rzeczywistość
Całe szczęście, że zachowały się rozległe łąki na terenie Berehów Górnych, toteż zjeżdżając malowniczymi serpentynami z Przełęczy Wyżnej możemy podziwiać bajeczne wprost widoki na okolice tejże wioski z dominującą tutaj sylwetką Połoniny Caryńskiej i widoczną w oddali Tarnicą.Trudno już jednak dzisiaj wyobrazić sobie ówczesne widoki po drugiej stronie tej przełęczy. A mogę zapewnić, jako osoba pamiętająca tamte czasy, że widoki były równie imponujące, a zachody Słońca oglądane z tychże serpentyn wręcz bajeczne. Zarośnięta dzisiaj niemal na całym odcinku serpentyn droga opadająca do Wetliny, bała wtedy całkowicie odsłonięta. Widoki te zapierały dech w piersiach. Rozległe, złociste jesienią połacie Połoniny Wetlińskiej, zalesione grzbiety pasma granicznego po przeciwnej stronie i majaczące w oddali szczyty Czereniny, Łopiennika i Wołosania, to widoki które na długo pozostawały w pamięci.
Obory w Wetlinie
Również widok z Osadzkiego Wierchu na krętą wstążeczkę szosy wspinającej się od strony Wetliny na przełęcz był imponujący. Było tak jeszcze w latach 80. XX w. Wtedy jednak wrażenia estetyczne psuły koszmarne obory wybudowane na terenie Wetliny-Osady. Z Połoniny Wetlińskiej widoczne jak na dłoni. Kompleks ten składał się z dziesięciu olbrzymich obór (tzw. hokejek), własnego ujęcia wody ze stacją uzdatniania, stacji transformatorowej, zaplecza socjalnego itd. Całość terenu utwardzona tysiącami płyt żelbetowych. Aż trudno sobie wyobrazić koszty związane z samym tylko transportem owych płyt, wszak najbliższa betoniarnia znajdowała się w odległości ok. 70 km stąd.
Nie pomyślano tylko o jednym, o oczyszczalni ścieków. Zatruta gnojówką Wetlinka przestała być niemal na całej swej długości tak przyjemnym jak dawniej miejscem do biwakowania. Występujące wcześniej w ogromnej ilości w tej rzeczce młode okonie, pstrągi, klenie czy płotki, zniknęły w górnej części rzeczki niemal całkowicie.
Gdy przyjrzymy się uważnie, ujrzymy z lewej strony zdjęcia, majaczący w oddali kompleks tychże obór. Jeszcze w tamtej dekadzie, po likwidacji bieszczadzkich gospodarstw rolnych, został on rozebrany. W miejscu tym (w pobliżu jedynego zachowanego tam obiektu) odbyły się pierwsze edycje koncertów „Bieszczadzkie anioły”.
Tragiczne wydarzenia na zakręcie
Na pierwszym planie zdjęcia widzimy pierwszy od góry stromy zakręt (niezwykle wtedy widokowe miejsce) a w środku zakola kamienny kopczyk upamiętniający tragiczny wypadek z roku 1967. Zginął wtedy w dużej kraksie jeden z kolarzy uczestniczących w wyścigu dookoła polski, Jan Myszak, zawodnik Legii Warszawa. Doskonale pamiętam to wydarzenie (dla mieszkańców bieszczadzkich osad bardzo ważne). Pamiętam pokiereszowanych, broczących krwią kolarzy którzy także uczestniczyli w tej kraksie. Pamiętam śmigłowiec ratowniczy który z warkotem silnika przeleciał nad Wetliną, i tragiczną wiadomość, jaka dotarła do nas dwa dni później.
Sanos na serpentynie
Zakręt pokonuje autobus marki Sanos, jeden z następców słynnego Jelcza-ogórka na bieszczadzkich szosach. Prawdopodobnie jest to autokar turystyczny, nie widać bowiem znaczka firmy PKS, którym oznakowane były autobusy kursowe. Dodam w tym miejscu, że turyści pokonywali pieszo te serpentyny korzystając ze ścieżki wiodącej na prost („na szagę”), przecinającą wszystkie te zakręty.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.