reklama

Był to niegdyś ważny zawód w Bieszczadach. Dzisiaj znika on z tutejszego krajobrazu

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Tadeusz Janota Bzowski, "Król Bieszczadów", wyd. RUTHENUS w Krośnie.

Był to niegdyś ważny zawód w Bieszczadach. Dzisiaj znika on z tutejszego krajobrazu - Zdjęcie główne

foto Tadeusz Janota Bzowski, "Król Bieszczadów", wyd. RUTHENUS w Krośnie.

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Bieszczadzkie dzieje Wypał węgla drzewnego był niegdyś w Bieszczadach powszechnym widokiem, jednak dzisiaj praktycznie w zupełności zniknął on z krajobrazu. Na załączonym zdjęciu z drugiej połowy lat 50. XX wieku, możemy zobaczyć stanowisko wypału w Wetlinie.
reklama

Węgiel drzewny wypalano kiedyś układając drewno, najczęściej gorszej jakości, w ogromne stosy, wewnątrz których ustawiano tak zwaną „duszę”. Dookoła niej układano kolejne warstwy szczap uzyskując kształt kopulasty. Przykrywano je następnie materiałem niepalnym – np. gliną lub darnią. Tą zewnętrzną warstwę nazywano „oponą”. Całość przysypywano warstwą ziemi o grubości około 30 centymetrów. Na koniec wyjmowano „duszę” i pochodnią na długiej tyczce zapalano środek mielerza. Po uzyskaniu właściwego obłożenia ogniem, według oceny doświadczonego węglarza, zasypywano wszystkie otwory w mielerzu. Wypał musiał być ciągle kontrolowany, w dzień i w nocy. Dostęp powietrza regulowano poprzez przebijanie w oponie otworów lub zasypywanie spękanych miejsc. Mielerz taki pracował w zależności od wielkości i gatunku zwęglanego drewna, od tygodnia do miesiąca. Ten sposób wypalania węgla drzewnego ma bardzo starą metrykę. Wypalano węgiel w mielerzach już w pierwszych wiekach naszej ery.

Była to niebezpieczna praca

Była to ciężka i niebezpieczna praca. Zdarzały się wypadki w trakcie pracy przy takim mielerzu. Podczas procesu wypalania węglarz musiał czasami wejść na taki rozżarzony wewnątrz mielerz. Niekiedy jakiś nieszczęśnik wpadał do jego środka, gdzie temperatura osiągała kilkaset stopni Celsjusza. Można było się więc dotkliwie poparzyć, a nawet stracić życie.

Ważny zawód w Bieszczadach

Przy wypale węgla pracowało niegdyś w Bieszczadach wielu ludzi, których życiorysy mogłyby posłużyć do napisania niejednej ciekawej książki. Najbardziej znanym był Karol, mieszkaniec Smereka, którego wypał zlokalizowany był w pięknym miejscu nad rzeką, w pobliżu torowiska kolejki. Po zakończeniu aktywności zawodowej zamieszkał w domku na odludziu, w pobliżu miejsca, gdzie w latach 60. XX wieku kręcono sceny do filmu „Wilcze echa”.

Przy wypale węgla drzewnego pracował też słynny w Wetlinie i okolicach Julek. Była to niezwykle barwna postać. Ogromne chłopisko, o wyglądzie wzbudzającym respekt turystów oraz wszystkich tych, którzy go nie znali. W rzeczywistości bowiem, chociaż niemal zawsze pod wpływem alkoholu, był człowiekiem bardzo spokojnym, unikającym awantur. Dla swojej największej przywary skłonności do ciągłego pijaństwa zyskał ksywę „Gagarin”. Często podśpiewywał swoją ulubioną piosenkę, z jego autorskim tekstem – „Jeden Gagarin zginął w kosmosie, a drugi leży we fosie...” Julek całe życie ciężko pracował, wykonując różne prace związane z eksploatacją lasów. Pochodził z okolic Limanowej i zaczynał swoją przygodę z Bieszczadami jako wozak. Mieszkał w drewnianym hoteliku w Moczarnem. Zarabiał niemałe pieniądze, lecz systematycznie wszystko przepijał. Jemu podobnych postaci było w tamtych czasach wiele. To byli prawdziwi „Bieszczadnicy”, zahartowani w ciężkiej pracy, znający trudy życia na tym odludziu, szukający często ucieczki od codzienności w alkoholu.

Dymiące mielerze należą już do przeszłości

Dzisiaj inaczej już wypala się węgiel drzewny. Proces jego powstawania jest co prawda taki sam, ale technologia znacznie się zmieniła. Obecnie węgiel wypalany jest w tak zwanych retortach, czyli specjalnych stalowych piecach o cylindrycznym kształcie. Widoczne za zamieszczonym zdjęciu mielerze znajdowały się w Wetlinie-Zabrodziu, w pobliżu największej w okolicy składnicy drewna, u stóp Beskidnika. Nie istniała jeszcze wtedy linia kolejki wąskotorowej oraz obwodnica bieszczadzka, toteż dużą ilość pozyskiwanego wówczas w okolicznych lasach drewna starano się przerabiać na miejscu, między innymi produkując węgiel drzewny. Wywożono go potężnymi ciężarówkami radzieckimi marki ZIŁ i ZIS.

Zmieniły się nasze Bieszczady w ciągu tych sześćdziesięciu kilku lat, które minęły od tamtej pory. Znaczna część lasów należących do ówczesnego Nadleśnictwa Wetlina włączona została do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Wstrzymane zostały w związku z tym prace leśne, a dolina Moczarnego, skąd początkowo pochodziła większość wywożonego z tych okolic drewna jest dzisiaj oazą ciszy, krainą dzikiego zwierza. Zniknęły mielerze i większość retort, nie kursuje już także kolejka leśna. Odeszły w przeszłość barwne postacie związane z leśnymi zawodami. Ich miejsce zajęli ludzie pragnący przeżyć tutaj swoją bieszczadzką przygodę. Niektórzy zamieszkali tutaj na stałe.

Są to już jednak inni ludzie i inny klimat. Nie powróci już ten specyficzny „smaczek” Bieszczadów sprzed kilkudziesięciu lat, który zachwycał niegdyś rzesze turystów.

W tle zdjęcia widzimy jeszcze leśniczówkę „Beskidnik”. Nieco wyżej stoją, niewidoczne na zdjęciu, dwa dwurodzinne domy dla pracowników leśnych. W latach sześćdziesiątych z uwagi na uciążliwy dym z wypału (uciążliwy zarówno dla mieszkańców, jak i turystów) stanowisko wypału węgla drzewnego przeniesiono do Moczarnego.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama