Problem znany od lat, ale bez zdecydowanej reakcji
Jak relacjonuje nasza czytelniczka, proceder przetrzymywania żywych zwierząt na Wyspie Zajęczej trwa od wielu lat w sezonie letnim. W przeszłości turyści zgłaszali do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Lesku skargi na panujące tam warunki. W tym roku — według jej wiedzy — nie zarejestrowano żadnych oficjalnych zgłoszeń, co może wynikać z dezinformacji wśród odwiedzających.
Słyszałam od innych turystów, że zwierząt już dawno tam nie ma albo że zostały tylko zające
— opowiada kobieta.
Niestety, prawda jest dużo bardziej przygnębiająca.
Kozy, pawie i króliki w złych warunkach
Podczas wizyty kobieta zobaczyła kozy, które — jej zdaniem — wyjadały całą roślinność w zasięgu, prawdopodobnie z powodu niewystarczającej ilości paszy. Turyści dokarmiali je przypadkowymi przekąskami, m.in. chipsami i żelkami.
Na wyspie znajdowało się również kilka pawi z widocznie wyskubanymi ogonami. Świadkiem szczególnie niepokojącej sytuacji była, gdy około 10-letnie dziecko goniło pawia po całym terenie, a jego opiekun nie reagował.
Obecne tam króliki miniaturki zachowywały się panicznie w reakcji na podpływających turystów, kopiąc liczne nory w poszukiwaniu schronienia.
Brak zaplecza i zaniedbane wyposażenie
Jedynym miejscem dającym zwierzętom minimalne schronienie była jedna zadaszona klatka stojąca na środku wyspy. Wewnątrz znajdowały się dwa puste plastikowe pojemniki, dawniej prawdopodobnie poidła — obecnie pełne pajęczyn i brudu.
Pasników kobieta nie zauważyła. Resztki warzyw były wyrzucane bezpośrednio na ziemię, przy brzegu. Na wyspie nie ma toalety, a obecność ludzkich odchodów w terenie — jak zaznacza — nie była zaskoczeniem. Jedyny kosz na śmieci w chwili wizyty był przepełniony.
Pracownik pobiera opłaty, ale monitoring nie działa
Na wyspie pracuje mężczyzna pobierający od turystów opłaty za wstęp. Z relacji wynika, że otwarcie mówi on o istniejących problemach i twierdzi, że przekazuje je swojemu przełożonemu, lecz bez rezultatu.
Czytelniczka ustaliła, że wyspa jest dzierżawiona od PGE Energia Odnawialna S.A., Oddział ZEW Solina-Myczkowce, przez osobę prywatną. Próba uzyskania informacji w PGE zakończyła się przekierowaniem do osoby, która — jak twierdzi — unikała rozmowy o losie zwierząt.
Chociaż tablice informacyjne wspominają o monitoringu, pracownik poinformował, że w rzeczywistości kamery nie ma. Oznacza to, że po godzinie 17:00, gdy kończy on pracę, zwierzęta zostają same, bez jakiejkolwiek opieki, uwięzione na wyspie otoczonej wodą.
Martwy królik i wspomnienia mieszkańców
Podczas wizyty mieszkanka Sanoka znalazła martwego królika w stanie rozkładu. Od jednej z mieszkanek Soliny dowiedziała się, że kilka lat temu jej syn przygarnął wychudzonego koziołka z tej wyspy po sezonie letnim. Leczenie i powrót zwierzęcia do zdrowia trwały długo, wymagały pomocy weterynarza.
Mieszkańcy znają temat, ale sprawa ucicha
Według relacji, mieszkańcy Polańczyka i Soliny są oburzeni warunkami panującymi na wyspie, jednak temat rzadko przebija się do opinii publicznej. — Wystarczy zapytać właścicieli wypożyczalni rowerków i łodzi, na przykład Jarojaht — mówi kobieta.
Apel o nagłośnienie sprawy
Czytelniczka podkreśla, że sprawa wymaga pilnego nagłośnienia, aby zwierzęta, które przeżyją sezon letni, nie „zniknęły w nieznanym kierunku”. Obawia się, że jeśli problem nie zostanie podjęty teraz, Wyspa Zajęcza znów zostanie zapomniana aż do kolejnego lata.
Temat będziemy kontynuować.
Komentarze (0)