W Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Lesku zorganizowano spotkanie autorskie, którego głównym bohaterem był Ryszard Grzyb, znany bardzo dobrze leskiej społeczności piłkarz, trener, działacz oraz nauczyciel wychowania fizycznego.
Moja styczność z Sanovią sięga końcówki lat 60., gdzie byłem czynnym zawodnikiem. Grałem w juniorach, w których wraz z zespołem osiągaliśmy znaczne, jak na tamte czasy, sukcesy. Następnie, nie mając jeszcze 18 lat, rozgrywałem spotkania w seniorach. Ze względu na wojsko byłem zmuszony przerwać ten rozdział w moim życiu, jednak po zakończeniu, zrobiłem uprawnienia instruktora, a później trenera i od 1977 roku zacząłem prowadzić ekipę seniorów oraz zespoły młodzieżowe
– powiedział Ryszard Grzyb.
Wydarzenie rozpoczęło się od przywitania wszystkich zgromadzonych przez Marię Petkę-Fundanicz, dyrektor biblioteki, a następnie głos oddano Michałowi Michniewiczowi, który poprowadził spotkanie. Ryszard Grzyb opowiedział o losach klubu, wyglądzie ówczesnego stadionu, największych sukcesach, najważniejszych meczach, kibicach czy samym procesie pisania książki, a temu wszystkiemu towarzyszył pokaz slajdów archiwalnych fotografii.
Przygotowania do napisania książki
Napisanie książki pt. „Sanovia Lesko wczoraj i dziś” to zasługa przede wszystkim dwóch osób – Janusza Rabieja, który niejako postawił wyzwanie autorowi Ryszardowi Grzybowi do zebrania wszystkich potrzebnych materiałów i skompletowania ich w jedną całość.
Mając już jakieś doświadczenie i uczestnicząc w tych wydarzeniach, postanowiłem, że spróbuję. Posiadałem trochę materiałów, bo jak wiadomo, wtedy nie było tylu fotografów co teraz, nie każdy miał aparat, więc i o zdjęcia było dużo trudniej. Początkowo byłem załamany, bo prosząc ludzi o coś, pojawiało się w nich takie odczucie jakbym chciał im to zabrać. Jednak nie poddawałem się. Nastał moment przełamania i wiele osób samych zaczęło się do mnie zgłaszać. Ja te zdjęcia skanowałem i segregowałem. Niemniej jednak bazowałem też na wydaniach Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Krośnie, rozpytywałem w Lesku, ponieważ chciałem zdobyć kontakty do zawodników, którzy grali w tamtych czasach. Miałem z tym problem, ale na pomoc przyszedł mi Leopold Kalisz, który posiadał adresy do swoich kolegów. Oprócz rozmów korzystałem też z gazet zachowanych w archiwum leskiej biblioteki
– opowiedział autor.
Najważniejsze zapamiętane mecze
Ryszard Grzyb przypomniał o jednym z najważniejszych meczów zarówno dla piłkarzy, jak i kibiców. Było to spotkanie ze Stalą Mielec. Wówczas na trybunach i poza nimi pojawiło się tyle osób co nigdy wcześniej. Ludzie zjeżdżali z całej okolicy, po raz pierwszy uruchomiono syreny strażackie. W ciągu pierwszych trzydziestu minut Sanovia strzeliła bramkę i prowadziła. Euforia była wówczas niesamowita. Niestety wyższość rywala była zauważalna i leska ekipa przegrała 1:3.Innym spotkaniem, które zapadło w pamięć Ryszardowi Grzybowi było starcie w Mrzygłodzie, gdzie jedna jak i druga drużyna chciała wygrać. Przesłanki opowiadały się za gospodarzami, ponieważ mieli swojego sędziego. Doszło wtedy do takiej kuriozalnej sytuacji, w której Sanovia musiała trzy razy z rzędu bronić rzuty karne, gdyż sędzia za każdym razem znajdywał jakiś powód do podyktowania jedenastki. Między słupkami stał niezawodny Tadeusz Kędzior, który wszystko obronił. Końcowy wynik był niestety niesprzyjający.
Autor książki „Sanovia Lesko wczoraj i dziś” przypomniał też podczas spotkania, że na mecze wyjazdowe podróżowało się tym, co było dostępne. Najczęściej wyjeżdżano samochodem Star z plandeką. Takim pojazdem Sanovia pojechała między innymi do Poraża.
Gdy dojeżdżaliśmy do stadionu widzieliśmy jak straż pożarna dwoma wężami polewa płytę boiska. Jak weszliśmy na tą murawę to po prostu woda była nam po kostki. Nie było sędziego, więc drogą losowania wylosowaliśmy go. Naszym jedynym celem było wygrać, jednak od pierwszych minut nic nam nie wychodziło. W końcu podyktowano nam rzut karny
– wspomniał.
Ryszard Grzyb zainteresował bardzo zgromadzoną publiczność opowieściami na temat meczów, które najbardziej zapadły mu w pamięci. Oprócz tego ze Stalą Mielec, Mrzygłodem czy Porażem, wspomniał również o pojedynku z Walterem Rzeszów.
Wywalczyliśmy awans i część grupy wyjechała w lipcu na obóz. Nagle przyszła wiadomość, że jeżeli chcemy awansować musimy rozegrać baraż z Walterem Rzeszów. Na mecz pojechaliśmy dwoma samochodami. Nas była szóstka, a resztę zawodników braliśmy z tak zwanej łapanki. Ja byłem w pierwszej Nysce i jako pierwsi przyjechaliśmy do Rzeszowa, czekamy na drugi pojazd i nie ma ich. Okazało się, że w okolicach Lutoryża, samochód złapał „kapcia”. Mieliśmy takiego zawodnika, którego wszyscy przezywali tata, ponieważ był wysoki i bardzo silny. Kierowca chciał wymienić oponę, ale okazało się, że nie ma podnośnika. Więc „tata” podniósł Nyskę, zmieniono oponę i pojechali dalej
– dodał.
Piłka nożna kiedyś i dziś
Wiele klubów piłkarskich posiada obecnie dobrą infrastrukturę sportową, stadion, szatnie, piłki, różne przyrządy oraz przynajmniej dwa komplety strojów. Jednak przy tym wszystkim, jak zauważa Ryszard Grzyb, największy problem jest w ludziach, ponieważ dookoła jest wiele klubów i w większości z nich brakuje zawodników.
W tamtych czasach Sanovia Lesko była kolebką, gdyż w innych ościennych wioskach nie było klubów. Zawodników było dużo, ale gorzej było ze sprzętem
– powiedział Ryszard Grzyb.
Na zakończenie spotkania, autor podpisał książki. Wszyscy zainteresowani mogą również nabyć ją między innymi w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Lesku.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.