Z parkingu w Bereżkach żółtym szlakiem
Był bardzo pogodny koniec września. Choć jeszcze w krajobrazie panowała zieleń, w powietrzu czuć było tchnienie jesieni. O 4: 30 w sobotę gnałem już pustymi ulicami Mielca, kierując się w kierunku Ropczyc i dalej na południowy wschód. Ok. 8 rano zaparkowałem samochód na parkingu w Bereżkach naprzeciw Kiczery Bereżczańskiej, której zalesione stoki wznoszą się na wysokość 886 m n.p.m.. Przebrałem buty, z bagażnika zabrałem cały potrzebny szpej i raźno ruszyłem żółtym szlakiem w kierunku Połoniny Caryńskiej.Trasa z parkingu w Bereżkach do rozwidlenia szlaków (1 230 m n.p.m.) na Połoninie Caryńskiej wg mapy powinna zająć ok. 2 godz. i 45 minut. Jednak biorąc pod uwagę, że szlak biegnie nie tylko lasem, śmiało można poświęcić odrobinę więcej czasu na jego pokonanie. Z parkingu bardzo szybko dotarłem do pola namiotowego administracyjnie podlegającego pod BdPN i ku mojej radości natknąłem się na kilka namiotów, z których dochodziło równe chrapanie.
Dla niektórych 8 rano to jeszcze noc. Zaraz za polem namiotowym wszedłem do dość gęstego lasu, gdzie wąska ścieżka biegnie pod prąd strumienia o dźwięcznej nazwie Bystry. Sam strumień jest umowną granicą pomiędzy Parkiem Krajobrazowym Doliny Sanu na północy, a Bieszczadzkim Parkiem Narodowym na południu i idąc na północny zachód - gdyż tak wiedzie szlak - kilka razy przeskakiwałem koryto strumienia, a co za tym idzie przeskakiwałem z Parku do Parku.
Po ok. godzinie marszu dotarłem do rozwidlenia szlaków ( 800 m n.p.m.) i drogowskazu, który w ogólnym uproszczeniu na północ wskazywał Magurę Stuposiańską, a na południe Połoninę Caryńską. Tutaj również kończy się żółty szlak, a zaczyna zielony, którym jak już wspomniałem, kierując się na południe, dotrzemy na grzbiet Połoniny Caryńskiej. Idąc zielonym szlakiem po ok. 10-15 minutach dotarłem do studenckiego schroniska Koliba.
Schronisko Koliba pod przełęczą Przysłup Caryński
Szczerze mówiąc przez lata swojego wędrowania po Bieszczadzie nigdy tutaj nie nocowałem, a ponoć kiedyś było to bardzo ciekawe miejsce. Tym razem zatrzymałem się na chwilę by ugryźć kawałek chleba i wypić kubek kawy z termosu i zwyczajnie rozprostować kości. Obsługa schroniska, bądź to ludzie w jakiś sposób z nim związani nie wzbudzali sympatii. Zmęczone, pozbawione wyrazu twarze, ludzie, którym ciężko było odpowiedzieć „dzień dobry”. Nie wiem, może byli tutaj za karę? Może poprzedni wieczór przeciągnął się do ”nad ranem”? Nie chciałem nawet wiedzieć. Pozostałem przy swoim subiektywnym wrażeniu.
Schronisko Koliba/fot. G. Lizakowski
Zjadłem, wypiłem, pozbierałem co moje i ruszyłem w drogę podziwiając sporych rozmiarów drzewa owocowe (bodaj grusze), które rosły na placu tuż przy schronisku. Wg mapy, droga na Połoninę powinna mi zająć ok. 1 godz. i 45 minut.
Polana przy schronisku nie jest jedyną, która mijałem w drodze do wyjścia z lasu pod Caryńską. Co jakiś czas trafiłem na kilka innych, jedne większe, inne całkiem małe, natomiast każda dawała możliwość wystawienia twarzy do słońca. Szlak od schroniska do wyjścia z lasu nie jest zbytnio wymagający, dopiero końcowe podejście po wyjściu z lasu, trzeba pokonać z dość dużym przewyższeniem.
W pamięci mam młodego Słowaka, który stał w połowie drogi pomiędzy lasem a Połoniną i mocno rzęził. Jego plecak był imponujących rozmiarów i Bóg jeden wie, co w nim taszczył, ale idę o zakład, że to ów plecak był przyczyną jego zasapania. Upewniwszy się, że chłopak nie wyzionie ducha, zrobiłem ostatni wysiłek i po chwili stałem na grani Połoniny Caryńskiej. Tuż obok drogowskazu, wskazującego 1230 m n.p.m. Patrząc na mapę i na układ poziomic, nietrudno było mi zrozumieć, że od wyjścia z lasu do miejsca, w którym stoję różnica wysokości lekko przekracza 100 metrów. Czyli ostatnie 150-200 metrów pokonuje się z przewyższeniem 100 metrów. Słowak miał prawo się uziajać.
Drogowskaz / fot. G. Lizakowski
Będąc już na Połoninie Caryńskiej pozostało mi wybrać jeszcze kierunek dalszego wędrowania. Skręcając w lewo doszedłbym do zejścia w kierunku Ustrzyk Górnych, a idąc w prawo do miejsca, które jest najwyższym punktem na Połoninie Caryńskiej (1 297 m n.p.m.), a które bywa określane, jako Kruhly Wierch. Biorąc pod uwagę niewątpliwą urodę otoczenia, słoneczną pogodę, oraz dużą przejrzystość powietrza, skręciłem w prawo ku szczytowi Połoniny.
Panorama z Połoniny Caryńskiej
Zielony szlak od Przełęczy Wyżniańskiej wyrzucał spore ilości turystów i na Połoninie zaczęło robić się tłoczno. Przy takiej pogodzie nie było się czemu dziwić. Widoczność była doskonała, na zachodzie widoczne były zarysy Tatr, a na pierwszym planie Fereczata, Okrąglik i Jasło.W kierunku wschodnim za Tarnicą i Połoniną Bukowską jak na dłoni widać było Bieszczady Wschodnie z Pikujem i Wielkim Wierchem na Ukrainie. Na południowy wschód, niemal na wyciągnięcie ręki leżał Dział ze szczytami Rawek. Z punktu widokowego na szczycie Połoniny Wetlińskiej, tęsknie spoglądałem na Hasiakową Skałę na Połoninie Wetlińskiej i na smętne resztki Chatki Puchatka. Trwała przebudowa.
W oddali widać było Osadzki Wierch z przytulonym doń Rohem. Posiedziałem chwilę w pozornej ciszy, patrząc na „ostrogę” Skały (1 245 m n.p.m.) powróciłem pamięcią do pewnego zimowego poranka, gdy zagrzebany w śniegu siedziałem, chroniąc się przed wiatrem, piłem kawę i zastanawiałem się jak się schodzi z Caryńskiej wzdłuż strumienia wpadającego do rzeczki Prowczy, prostopadle do drogi z Brzegów Górnych? Ogólnie schodzi się fajnie.
Zejście do Koliby
Gdy zrobiło się tłoczno, postanowiłem zbierać się w drogę powrotną. Znowu widoki po horyzont wprawiły mnie w zachwyt i nawet nie wiem, kiedy, już stałem przy drogowskazie z kierunkiem na Bereżki. Nie wiem, kiedy to zleciało, ale na Caryńskiej spędziłem ponad dwie godziny. Po raz ostatni spojrzałem na Tatry i poszedłem w dół w kierunku schroniska. Oczywiście schodzenie zajęło mi mniej czasu, choć to, co było stromym podejściem, teraz stało się stromym zejściem z oczywistymi tego konsekwencjami. Kolana, mięśnie ud oraz palce u stóp mocno odczuły to zejście. Dopiero w lesie droga stała się przyjemna, a cień dał wytchnienie od coraz mocniej grzejącego słonka.Bez większego wysiłku i przygód dotarłem do schroniska, usiadłem pod drzewem i z ulgą zdjąłem buty. Uznałem, że jeszcze nie są dość dobrze rozchodzone, a to zejście z Caryńskiej nieco dało się palcom we znaki. Dopiłem resztę kawy, zjadłem batona energetycznego, złożyłem buty i ruszyłem w dalszą drogę, przechodząc z zielonego szlaku na żółty.
Po ok. 45 minutach dotarłem do parkingu, który od rana, zapełnił się samochodami i motocyklami. Po przebraniu się i zapakowaniu rzeczy do bagażnika zerknąłem na zdjęcia, jakie zrobiłem wędrując i zwyczajnie było mi żal, że trzeba wracać. Pod wieczór byłem w domu…
Ze wszystkich szlaków prowadzących na Połoninę Caryńską, ten z Bereżek może nie wyróżnia się czymś szczególnym, choć jego niewątpliwą zaletą jest to, że w sezonie nie jest tak zatłoczony jak pozostałe. Ci, którym dokuczają wszechobecne już „schody”, również będą zadowoleni. Relatywnie niewielka ilość turystów, nie spowodowała degradacji stromych odcinków szlaku i nie zaszła potrzeba wzmocnienia ich „schodami”. Gdzieniegdzie widać już postępującą erozję gruntu i wystające korzenie drzew, ale w porównaniu z odcinkami szlaku z Brzegów, czy z Ustrzyk, nie wygląda to źle. Oczywiście jest kwestią czasu, a raczej coraz większej ilości ludzi, że i ten z pozoru szlak na uboczu zostanie mocno nadwyrężony.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.