Sławomir Bigos, pasjonat gór wybrał się podczas jednego z wakacyjnych dni na najwyższy szczyt Bieszczadów. Jak opisuje, wycieczkę rozpoczął wraz z grupą w Olszanicy, skąd autokarem dojechał do przejścia granicznego w Krościenku i dalej po odprawie wjechał na teren Ukrainy. Tam czekała pani będąca tak zwanym kantorem obwoźnym, można było wymienić u niej złotówki na hrywny. Droga biegła przez miasteczka i wsie, które zatrzymały się jeszcze na latach 60. i 70 - Chyrów, Stara Sól, Stary Sambor, Spas, Jasienica Zamkowa, Rozłucz, Turka oraz Borynia z widokami na najwyższe szczyty Bieszczadów.
Marsz na najwyższy szczyt Bieszczadów
Pierwsze dwie godziny marszu na Pikuj z miejscowości Husne Wyżne można uznać za „łatwe”. Po tym czasie dochodzimy na połoninę, która dzieli Dział Wodny (podział wód na te spływające do Morza Czarnego oraz te, które uchodzą do Morza Bałtyckiego). Dalej trasa oznaczona już kolorem czerwonym przez około 2,5 godziny wiedzie ukraińskimi połoninami.
Samo podejście pod Pikuj nie jest zbyt wymagające. Co zwraca uwagę to na pewno to, że będąc w Parku Narodowym, miejscowi rządzą się tam swoimi prawami. Jeżdżą traktorami, motorami czy palą ogniska na połoninie. Po dotarciu na szczyt krótka przerwa na zjedzenie czegoś, podziwianie widoków, zrobienie zdjęcia i czas rozpoczynać drogę powrotną żółtym szlakiem do wsi Biłasowica
- podkreśla Sławomir Bigos.
Wycieczka górska na Pikuj organizowana przez Bieszczadera wiedzie przez: Husne Wyżne 820 m – Prypir 1284 m – Nondag 1303 m – Połonina Bukowska – Zełemeny 1304 m – Połonina Szerdowska 1332 m – PIKUJ 1408 m – Biłasowica 600 m. Czas przejścia trasy to około 6 godzin.
Życie ukraińskiej wioski
We wsi można zauważyć duże podziały na ludzi biednych i bogatych. Odwiedziliśmy miejscowy sklep. Sprzedawała tam pani w czarno-czerwonej koszulce z napisami. Zastanawialiśmy się wraz z grupą, czy nie jest to ubiór upamiętniający bandę UPA. Gdyby była to owa koszulka, pojawiły się plany nie robienia tam zakupów. Jak się potem okazało - tak nie było. Kupiliśmy piwo, które w przeliczeniu na polską walutę kosztowało 3,50 zł oraz kwas chlebowy warty 3 zł. Myślę, że te zakupy, które tam zrobiliśmy były dla tego sklepu utargiem miesięcznym
- zauważa Sławomir Bigos.
Jak dalej relacjonuje Pan Sławomir, grupa kontynuowała marsz w stronę autokaru jeszcze przez 2 kilometry. Pojazd nie mógł podjechać bliżej ze względu na zły stan dróg.
Po drodze planowaliśmy zjeść obiad (cena obiadu w dużej porcji około 400 hrywien) którego nie zjedliśmy, ponieważ były bardzo duże kolejki. Z kolei druga restauracja nie była w stanie obsłużyć tak dużej grupy. Zmierzając w stronę granicy napotykamy sklep, który się już zamyka, lecz kobieta widząc, ile może zarobić otwiera go i z chęcią przyjmuje nas na zakupy. Potem idziemy dalej i napotykamy na ukraińską betonową blokadę wojskową. Po wyjaśnieniu skąd pochodzimy zostajemy przepuszczeni. Na tym terenie nie widać żadnych działań wojennych, życie płynie normalnie. Nieprzyjemności zaczęły się na granicy. Strona ukraińska odprawia nas w ciągu 20 minut za to nasze służby trzymają nas przez 5 godzin, jednak po lekkiej awanturze odprawili nas w ciągu 30 minut, więc cała nasza wyprawa trwała dobę. Wycieczka była moim marzeniem, jestem z niej bardzo zadowolony
- dodaje.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.