Niedźwiedzie zawsze były symbolem Bieszczadów, ale jeszcze kilkanaście lat temu unikały kontaktu z człowiekiem, trzymając się z dala od terenów zamieszkanych. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. W ostatnich latach liczba incydentów związanych z tymi drapieżnikami dramatycznie wzrosła. Zwierzęta coraz śmielej podchodzą do domów, przeszukują śmietniki, niszczą ogrodzenia i – co najbardziej niepokojące – nie reagują na próby odstraszania. Adam Piątkowski, wójt gminy Solina, podkreśla, że w ciągu roku dochodzi do ponad 100 zdarzeń związanych z niedźwiedziami. Problem nie dotyczy wyłącznie Soliny – podobne sytuacje mają miejsce w Cisnej i innych gminach bieszczadzkich. Zdaniem władz lokalnych, skala problemu jest znacznie większa niż wskazują oficjalne statystyki.
Nie wierzę, że niedźwiedzi jest tylko 20 czy 30. Ich populacja może wynosić nawet 200–300 osobników, a to już ogromna liczba
– mówi wójt.
Lokalni mieszkańcy potwierdzają te obawy. Niedźwiedzie coraz częściej można spotkać nie tylko w lasach, ale także na ulicach wiosek. W internecie pojawiają się nagrania, na których widać zwierzęta swobodnie przemierzające drogi i turystyczne miejscowości.
Władze lokalne bez narzędzi do działania
Mimo rosnącego zagrożenia, władze gminy nie mają realnych możliwości skutecznego działania. Wynika to z obowiązujących w Polsce przepisów dotyczących ochrony ścisłej zwierząt. Jak podkreśla wójt Piątkowski, samorządy są w praktyce pozbawione narzędzi do reagowania w takich sytuacjach.
Wójt, który odpowiada za bezpieczeństwo publiczne, nie posiada środków ani podmiotu, który mógłby wykonać działania zgodnie z prawem. Obecnie jedyną instytucją, która może interweniować w przypadku niedźwiedzi, jest policja. W teorii oznacza to, że gdy zwierzę stanowi zagrożenie, to właśnie funkcjonariusze powinni podjąć stosowne działania. W praktyce jednak sytuacja wygląda absurdalnie. Żeby wyeliminować niedźwiedzia, który stwarza realne zagrożenie, potrzeba aż 20 osób i całego zabezpieczenia. To pokazuje, jak bardzo jesteśmy bezradni
– mówi wójt.
Gmina Solina jest jedną z niewielu w Polsce, która zdołała pozyskać fundusze na działania związane z bezpieczeństwem w obszarze dzikich zwierząt. Dzięki współpracy zakupiono specjalistyczny sprzęt do odstraszania i obroże telemetryczne. Na ten cel wydano około 200 tysięcy złotych. Jednak mimo tych inwestycji, problem nie znika.
Niepokój mieszkańców rośnie
Mieszkańcy gminy Solina coraz częściej wyrażają swoje obawy i frustrację. Łukasz Dytkowski, radny gminy, zwraca uwagę, że sytuacja diametralnie zmieniła się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.
Mieszkam tu od 1976 roku. Kiedy byłem dzieckiem, chodziłem do lasu na grzyby, chodziłem na ryby i nikt się nie bał. Niedźwiedzie i wilki były gdzieś daleko, w głębokich Bieszczadach. Dziś boję się wejść do lasu
– mówi.
Zdaniem radnego Rady Gminy Solina, w Polsce doszło do odwrócenia ról – to nie człowiek czuje się gospodarzem w swoim domu, ale zwierzęta zaczęły „pilnować” ludzi, ograniczając ich swobodę.
Kiedyś, jeśli niedźwiedź wszedł do wioski, natychmiast reagowano. Myśliwi szybko podejmowali działania. Teraz jesteśmy bezsilni, a problem narasta
– dodaje.
Łukasz Dytkowski zwraca także uwagę na sytuację, która miała miejsce w Olszanicy w 2014 roku. Według niego, prawdopodobnie doszło tam do śmiertelnego ataku niedźwiedzia na człowieka, ale sprawa została zatuszowana, a ogólnopolskie media milczą na ten temat.
Konieczne zmiany w prawie
Zdaniem władz lokalnych oraz radnych, kluczowym rozwiązaniem problemu jest zmiana przepisów dotyczących zarządzania populacją niedźwiedzi i wilków. Obecnie obowiązujące regulacje nie przewidują górnego limitu dla liczby tych zwierząt, co oznacza, że ich populacja stale rośnie.
Na Słowacji i w Szwecji odstrzał wilków i niedźwiedzi jest regulowany. Tam podejmuje się działania, które pozwalają utrzymać równowagę. Dlaczego w Polsce ma być inaczej?
– pyta radny.
Wójt Adam Piątkowski wskazuje, że rozwiązaniem mogłoby być rozszerzenie uprawnień dla Lasów Państwowych, myśliwych oraz wyspecjalizowanych fundacji i stowarzyszeń, które mogłyby podejmować działania w sytuacjach kryzysowych.
Musimy dopuścić więcej podmiotów do tych działań. Nie może być tak, że tylko policja ma prawo interweniować. To prowadzi do absurdów
– podkreśla włodarz gminy.
Problemem są także kompostowniki na prywatnych działkach, które przyciągają dzikie zwierzęta do osiedli. Nawet specjalnie zabezpieczone pojemniki nie stanowią dla niedźwiedzi przeszkody.
Czy rząd zareaguje?
Wójt Adam Piątkowski zapowiedział, że w tej sprawie zostanie skierowane oficjalne pismo do premiera, prezydenta i Sejmu. Celem jest zwrócenie uwagi władz centralnych na problem, który – jak podkreślają samorządowcy – z każdym rokiem będzie się pogłębiał.
Nie możemy czekać, aż dojdzie do tragedii. Musimy działać teraz
– podkreśla stanowczo wójt.
Mieszkańcy i lokalne władze liczą na to, że ich głos w końcu zostanie usłyszany. Jednak czy rząd podejmie jakiekolwiek kroki? Czy problem niedźwiedzi w Bieszczadach zostanie rozwiązany, zanim dojdzie do nieszczęścia? Odpowiedź na te pytania wciąż pozostaje nieznana.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.