Bartłomiej Topa to jeden z głównych bohaterów serialu o pracy funkcjonariuszy Straży Granicznej w Bieszczadach - "Wataha", gdzie odgrywał rolę Adama "Grzywy" Grzywaczewskiego, początkowo kapitana SG oraz przyjaciela Wiktora Rebrowa. Teraz wcielił się on w postać Jana Pawła Adamczewskiego w serialu "1670", polskiej komedii historycznej nakręcanej między innymi w skansenie w Kolbuszowej. Bez wątpienia produkcja ta stała się hitem w Polsce i na świecie. 13 grudnia 2023 roku, odbyła się premiera serialu na platformie Netflix.
Redakcji portalu Korso Kolbuszowskie udało się porozmawiać z Bartłomiejem Topą.
Miał Pan okazję zwiedzić skansen w Kolbuszowej? Co Pana urzekło w tym miejscu najbardziej?
- Szczegółowo nie miałem okazji, ale przejeżdżaliśmy cały skansen codziennie rano i późno w nocy, więc o świcie i wieczorami przyglądałem się zza okna samochodu. Natomiast miałem okazję przejść się głównymi uliczkami, ale żeby zajrzeć do konkretnych miejsc, nie było na to czasu. Skansen w Kolbuszowej to miejsce wyjątkowo piękne. Zgromadzenie tych budynków, które tworzą cały skansen, jest w ogóle niezwykłe. Lubię skanseny. To powrót do przeszłości, zatrzymany czas w pięknej architekturze w bliskości z naturą.
Jak się pracowało Panu przy produkcji tego serialu - z obsadą, ze statystami m.in. z powiatu kolbuszowskiego?
- Reżyserzy, producent, generalnie cały scenariusz napisany przez Kubę Rużyłło, stworzył bardzo wyjątkową atmosferę i już na etapie scenariusza było wiadomo, że to będzie wyjątkowa przygoda i podróż, że będziemy spotykać różnych ludzi na planie. I to w dużych w liczbach, bo przecież chłopów w Adamczysze było bardzo wielu. Miałem z nimi spotkania, wesele, biesiady w karczmie i tak dalej, więc statyści byli niezwykle oddaną grupą pracującą tam. To wspaniałe, bo każdy z nich był nieprzypadkowo wybierany.
Spodziewał się Pan tak dużego sukcesu serialu?
- Aż tak dużego, nie. Wpisaliśmy się gdzieś w potrzebę społeczną. Myślę, że serial stał się specyficznym wehikułem odreagowania. W bardzo zresztą znaczącym momencie, 13 grudnia. Wszyscy wiemy i mamy świadomość dat i wydarzeń, które za tym się kryją. Emisja 1670 tego dnia była pewnie nieprzypadkowa. I stąd może takie ogromne zainteresowanie. Ja jestem zaskoczony skalą. Zresztą nie tylko ja, ale moi koledzy, twórcy również. Myślę, że on już gdzieś zapadł w myślach i w sercach widzów. Teksty są powielane. Wiem, że młodzi ludzie bardzo sobie upodobali ten serial i cytują wypowiedzi bohaterów. Bardzo nas to cieszy.
Ma Pan swój ulubiony cytat, bądź scenę z serialu?
- To trudny wybór, bo nie chcę wartościować. Każda scena ma coś fajnego w sobie i dla mnie serial jest całością, naszą spójną wypowiedzią. Miałem ten przywilej i wielką szansę wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Jestem wdzięczny twórcom, że o mnie pomyśleli, bo rola Jana Pawła była pisana z myślą o mnie. Pamiętam wiele śmiesznych scen. Myślę, że czytanie listu jest ciekawą z aktorskiego punktu widzenia, próbą. Bardzo mi się podoba Stanisława płaczka w zderzeniu z Maciejem i Anielą. Scena odcinania palca, cała kolacja na temat kruka molierowskiego i lisa. Rozmowa o łechtaczce z Andrzejem i Raczyńskim. Totalnie absurdalne historie z Bogdanem w osobie Dobromira Dymeckiego, m.in. jego uwalnianie, rozmowa z Władysławem i z Anielą. Jest mnóstwo takich scen, które się miło ogląda, ale dopiero całość tworzy ten wyraz. Ludzie piszą do mnie, że wybierają sobie ulubione sceny i je cytują. Oczywiście jest ich mnóstwo. Każdy ma jakąś.
Chcielibyście wrócić do Kolbuszowej i nagrać kolejny sezon?
- Bardzo byśmy chcieli, ale oficjalnej informacji nie ma. Ja o niczym na razie nie wiem.
Można uznać, że postać głównego bohatera stała się najsłynniejszym Janem Pawłem w historii? Czy jednak do tego, o którym myślimy, jeszcze daleka droga?
- Nie mam zielonego pojęcia. Widzowie do mnie piszą oczywiście, że jestem najsłynniejszy, ale ja się kompletnie z tym nie wiążę. To są jakieś absurdalne stwierdzenia. Zagrałem w serialu postać, którą pokochałem, tak samo jak miliony widzów. Bardzo mnie to cieszy, ale czy jestem najsłynniejszy? To historia oceni. Za pięćdziesiąt, sto, dwieście lat. Jeżeli w ogóle będziemy żyli.
Jako aktorzy mocno zżyliście się ze sobą. I też widać to na ekranie. Można powiedzieć, że odwaliliście kawał dobrej roboty.
- Wszyscy włożyli w tę pracę bardzo dużo serca. Począwszy od producentów Netflixa, a skończywszy na cateringu i ludziach, którzy pracowali przy agregatach. Naprawdę każdy tam włożył kawałek serca swojego i to było czuć na planie. Bezpośrednio. W bardzo trudnych warunkach pracowaliśmy od stycznia do końca kwietnia, więc pogoda nas raczyła różnymi swoimi odsłonami. Z błotem, z deszczem, ze śniegiem, i słońcem.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.