reklama

Leśniczy Osiecki - narty to podstawa

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Zima w Bieszczadach powoli się kończy. Jednak warunki w górach nadal są trudne, a nie do każdego wychodzącego na szlak przemawiają ostrzeżenia i rady o używaniu nart, rakiet czy raczków. Może przemówi do nich opowieść bieszczadzkiego leśnika

Wszyscy znają obecne Bieszczady. Z drogami asfaltowymi, z małą i wielką obwodnicą. Kiedyś inaczej wyglądały bieszczadzkie drogi. Nie każdy wie, że dawniej praktycznie każdy zimą poruszał się na nartach. Zwłaszcza leśnicy musieli posiadać tę umiejętność.

Kazimierz Osiecki, nieżyjący już leśniczy  z Nadleśnictwo Lutowiska Lasy Państwowe  mawiał "Narty to podstawa". Jego życie związane było z górami. Od 1961 związany był z Górskim Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym. W 1972 został kierownikiem podgrupy w Lutowiskach.

Na przestrzeni lat piastował między innymi funkcję instruktora ratownictwa górskiego, członka Zarządu GOPR, szefa komisji szkolenia oraz kierownika sekcji operacyjnej Lutowiska. Jako ratownik górski przepracował 3807 godzin społecznych i wziął udział w 52 akcjach i wyprawach ratunkowych.

W 2001 za zasługi w ratownictwie górskim został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a w 2014 otrzymał tytuł Honorowego Członka GOPR

W nocy z 19 na 20 lutego 1955 roku miała miejsce akcja poszukiwawcza, o której leśniczy Osiecki opowiadał w książce "Wołanie z połonin". Warto, żeby tę opowieść przeczytali wszyscy wybierający się w góry, gdy panują trudne warunki. 


Fragmenty opowieści leśniczego Osieckiego:

20 stycznia 1965 r. O godz. 9.30 ob. Kaźmierczak zgłosił telefonicznie, że myśliwy, Antoni H., który 19 stycznia o godz. 13.00 wyszedł z Bereżek w okolice Mucznego na polowanie, nie powrócił na nocleg.

Zgłoszenie było dość późne, bo gość już był kilkanaście godzin w lesie i to w dość trudnym do szukania terenie. Wezwanie z Ustrzyk Górnych dostał Woju Wojciechowski, który jadąc służbowym UAZ-em, zabrał mnie po drodze.

Oczywiście wpierw rozpytaliśmy w okolicznych leśniczówkach w Stuposianach i Procisnem, ale bez skutku. W Pszczelinach spotkaliśmy Kazka Hartmana z dwoma kolegami, którzy byli na dyżurze – wszyscy przyjechali tu samochodem z OTL, który woził drewno na składnicę.

Chwilę pogadaliśmy z Kaźmierczakiem, okazało się, że jego gość poszedł na nartach – no to choć tyle mądrego zrobił! Namierzyliśmy miejsce jego wejścia do lasu i ruszyliśmy po śladach.

Wcale to nie było łatwe, bo tej nocy spadło jakieś 20 cm świeżego puchu, ale ponieważ w lesie nie było wiatru, to smużka torów poszukiwanego wciąż była widoczna. Na szczęście my wszyscy też mieliśmy narty. W pięciu idzie się szybko, bo zmiany na prowadzeniu i wzajemny doping poganiają.

Po jakiejś godzinie ślady doprowadziły w okolice Mucznego, ale do baraku nie doszły. Myśliwy musiał jednak sunąć w stronę Dydiowej. Oczywiście sprawdziliśmy barak, nikogo nie zastając.

Zawróciliśmy drogą, która wtedy jeszcze przypominała ścieżkę, bo w większości prowadziła nasypem starej, rozebranej jeszcze przed wojną kolejki.  W okolicy potoku Czerwonego natknęliśmy się na świeże dosyć ślady nart. Prowadziły w gąszcz młodników jodłowych w kierunku Widełek.

Tu już narty zaczęły myśliwemu najwyraźniej przeszkadzać, bo je zdjął. Po jakimś czasie zabrnął w potok, w śniegu po pas i tam żeśmy go doszli… Był zmęczony, co po całej nocy  w lesie nie dziwi, ale jako wytrawny myśliwy rezonu wcale nie stracił:

- Korzystacie panowie z mojego śladu! – krzyknął, gdy nas zobaczył.

Ano, rzeczywiście „korzystaliśmy” już od kilku godzin. Po podaniu glukowitu i gorącej herbaty szybko nabrał sił. Ponieważ byliśmy już na stoku Widełek, nie opłacało się wracać do drogi Stuposiany-Muczne, zaczęliśmy sprowadzać myśliwego w kierunku Bereżek.

Po drodze opowiedział nam, że zabłądził w lesie w okolicy Dydiowej i w nocy już nie zauważył nawet, że przeszedł przez zamarznięty i zawiany śniegiem San. Gdy się zorientował, że jest za granicą, w ZSRR, wyrwał na południe, byle dalej od „kraju szczęścia”.

Trochę kluczył po młodnikach, trochę odpoczywał, ale nie pozwolił sobie na zaśnięcie. Szedł spokojnie, często przystawał, więc się nie wyczerpał. No ale przede wszystkim miał narty i dobrze się nimi posługiwał, a narty w takie zimy, to podstawa.

 

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy