Ścieżka przyrodniczo-historyczna „Brenzberg”
Bieszczady to nie tylko miejsca o niesamowitych krajobrazach i dobrze rozwiniętej bazie turystycznej. To tereny naznaczone bliznami tragicznych historii. Dzięki zdjęciom, zapisom i relacjom świadków możemy dotrzeć do zdarzeń, które miały miejsce kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat temu. Jednym z punktów przypominającym o okrutnych czasach powojennych jest ścieżka przyrodniczo-historyczna „Brenzberg”. Na stokach Jeleniowatego (Jasieniów) znajdują się pozostałości po leśniczówce. By dotrzeć do niej należy około 1,5 kilometra za Mucznem zatrzymać się na dużym parkingu i przejść wyznakowanym szlakiem.
Relacja świadków tragicznych mordów
W sierpniu 1944 roku nad górnym Sanem przeważały siły UPA, podczas gdy nieliczne oddziały polskiej samoobrony były bezsilne. Polacy masowo uciekali, korzystając z kolei do Użhorodu lub szukali schronienia w lasach, między innymi w leśniczówce Brenzberg, prowadzonej przez Franciszka Króla w Jasieniowie.Świadectwo zbrodni popełnionej na bezbronnej polskiej ludności znajduje się między innymi w relacji Alojzego Wiluszyńskiego, mieszkańca pobliskiej Tarnawy. Relacjonuje on, że 15 sierpnia 1944 roku we dworze w Tarnawie Wyżnej stacjonował sztab UPA, a w samej wsi niemiecka jednostka pancerna. Tego dnia Kowpak wycofał się z oddziałem na południe, a w Mucznem, w budynku nadleśnictwa, schroniło się 74 Polaków, uciekających przed represjami i nadciągającą linią frontu.
Na podstawie akt archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej ustalono, że za zbrodnię odpowiadała sotnia Służby Bezpieczeństwa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), dowodzona przez Mykołę Dudkę, pseudonim „Osyp”. SB OUN pełniła rolę swoistej „policji politycznej” ukraińskiego podziemia nacjonalistycznego. Oddziały tej formacji były czasami łączone w większe grupy i wykorzystywane do przeprowadzania operacji. W czasie Rzezi Wołyńskiej bojówki SB OUN szczególnie brutalnie mordowały polską ludność.
W literaturze odnaleźć można inną relację z wydarzeń z lata 1944 roku. Jest nią świadectwo Alfreda Steinhardta, księgowego gminy Tarnawa Niżna. Opisując wspomniane wydarzenia napisał: „(…) część Polaków postanowiła schronić się w górskich lasach u znajomego leśnika. Byłem świadkiem jak wyjechały furmanki z rodzinami i małymi dziećmi i starszymi ludźmi, widziałem płaczące dziewczynki, której jechać nie chciały (…). Nikt nie wiedział, gdzie będzie bezpieczniej, ani ci co pojechali, ani ci co zostali. Po kilku dniach w Sokolikach pojawił się 16-letni syn leśniczego ze straszną wiadomością. Banderowcy zaatakowali leśniczówkę i wymordowali wszystkich, oprócz niego. On w czasie napadu znajdował się poza budynkiem leśniczówki i jemu udało się zbiec. Po kilku dniach nie wytrzymał nerwowo i wrócił do lasu zobaczyć co się stało z jego rodziną. Do Sokolik już nigdy nie powrócił. Po pewnym czasie przyszedł do Sokolik wieśniak ukraiński, który ostrzegał przed napadami banderowców i opowiedział, że syn leśniczego został złapany przez banderowców i po torturach zamordowany. Do dziś widzę twarzyczki dziewczynek płaczących, jakby w przeczuciu strasznej śmierci”.
W miejscu pamięci, na polanie po lewej stronie, znajduje się ogrodzona sterta kamieni po leśniczówce jak również fragmenty podmurówki. Po przejściu aleją dochodzimy do pamiątkowego głazu oraz krzyża.
źródło: ipn.gov.pl | Sz. Siekierka, H. Komański, K. Bulzacki, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie lwowskim 1939-1947, Wrocław 2006