reklama

O likwidacji jedynej porodówki w Bieszczadach. Burzliwa sesja rady powiatu

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Kamil Mielnikiewicz

O likwidacji jedynej porodówki w Bieszczadach. Burzliwa sesja rady powiatu - Zdjęcie główne

Szpital w Lesku | foto Kamil Mielnikiewicz

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Powiat leskiDecyzja o wykreśleniu ze struktury organizacyjnej Szpitala Powiatowego w Lesku oddziału ginekologiczno-położniczego wzbudziła wiele emocji podczas nadzwyczajnej sesji rady powiatu 18 września 2025 roku. Głos zabierali zarówno przedstawiciele władz szpitala i powiatu, jak i radni oraz pracownicy medyczni. Wszyscy zgodzili się co do jednego – sytuacja placówki jest dramatyczna, a przyszłość wymaga trudnych i odpowiedzialnych decyzji.
reklama

Dyrektor Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Lesku Małgorzata Bryndza, w swoim wystąpieniu szczegółowo przedstawiła skalę problemów. Jej słowa były jednocześnie diagnozą i apelem o konieczność radykalnych zmian.

Wszystkie działania, jakie podejmuję, mają na celu uratowanie szpitala w Lesku, który w mojej ocenie nie będzie w stanie pracować w trybie ostrym. Musimy myśleć o zmianach, które doprowadzą do tego, że będziemy planować wykonywanie procedur medycznych. Chcielibyśmy, by w naszym szpitalu było wiele oddziałów, żeby pacjenci mieli blisko w razie potrzeby. Ale tak się nie da. Teraz głównym celem jest zabezpieczenie podstawowej opieki dla naszych mieszkańców w formie czterech, maksymalnie pięciu oddziałów. Szpital w Lesku przede wszystkim musi przejść proces restrukturyzacji

reklama

– powiedziała Małgorzata Bryndza.

Dyrektor podkreśliła, że skala zadłużenia jest olbrzymia – sięga aż 116 milionów złotych.

Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Moje obecne zaufanie do rządu jest ograniczone. Jesteśmy teraz w takiej sytuacji, że szpital może się zamknąć. Nawet gdybyśmy połączyli się z innymi szpitalami, nikt nie weźmie na siebie oddziału, który będzie przynosił tylko straty. Na dziś oddział ginekologiczno-położniczy pozostaje zamknięty do końca września

– dodała.

Małgorzata Bryndza wyjaśniła także, że mimo wielokrotnych prób ratowania placówki, każdy program naprawczy sprowadzał się do konieczności restrukturyzacji i cięć kosztów, przede wszystkim osobowych.

reklama

Nasze koszty osobowe to ponad 70 procent w budżecie szpitala, podczas gdy normalnie powinno to być poniżej 50 procent. Wszystko sprowadza się do jednego: nie będzie takiej sytuacji, że ktoś nam da pieniądze. Z kim by się nie rozmawiało, każdy powie, że szpital ma za wysokie koszty, za duże straty i wymaga radykalnej restrukturyzacji

– podkreśliła dyrektor placówki.

„Czasami trzeba poświęcić jednostkę, by uratować całość”

Wicestarosta leski Wiesław Kuzio przypomniał, że zarówno zarząd powiatu, jak i radni podejmowali wiele działań, aby bronić oddziału. Jednak, jak zaznaczył, wszystkie możliwości zostały wyczerpane.

My jako radni, jako zarząd swoje możliwości wyczerpaliśmy. Doszliśmy do takiego momentu, że nie mamy, gdzie wyżej pójść. Napisaliśmy już nawet „list rozpaczy” do pana premiera. Robiliśmy wszystko – walczyliśmy i podejmowaliśmy działania w oparciu o sugestię, że może jeszcze spróbujemy coś zrobić. Organizowaliśmy spotkania z panią wojewodą, organizowaliśmy spotkanie u pani minister zdrowia. Wszyscy słyszeliśmy, jakie były zapewnienia. Nagle nastąpiła zmiana ministra. Wystąpiliśmy z prośbą o spotkanie z nową panią minister, by dowiedzieć się, jak ona to widzi. Nie było odzewu

reklama

– mówił Wiesław Kuzio.

Wicestarosta zwrócił uwagę, że mimo zaangażowania i emocji, realia finansowe są nieubłagane.

Byłem dyrektorem tego szpitala i zawsze traktowałem to miejsce jak święte, jak coś, co ma służyć pokoleniom. Niestety obecnie porodówka w Lesku zadłuża bardzo szpital. Czasami trzeba poświęcić jednostkę, by uratować całość

– dodał.

Starosta: „Utrzymanie oddziału bez personelu i środków jest niemożliwe”

Starosta powiatu leskiego Wojciech Stelmach, przypomniał, że od początku swojej kadencji radni musieli mierzyć się z trudnym tematem szpitala. Podkreślił, że problem nie dotyczy tylko Leska, ale całego regionu.

Doszliśmy do etapu, w którym po roku wspólnej pracy i poszukiwania rozwiązań możemy podsumować, że podjęto szereg działań ukierunkowanych na ratowanie sytuacji szpitala. Współpracowaliśmy z panią wojewodą, a w ministerstwie przedstawialiśmy propozycje dotyczące możliwości połączenia placówek. Były to działania prowadzone rzetelnie i zgodnie z obowiązującymi procedurami. Udało się również wypracować kompromis, który przez wiele lat wydawał się trudny do osiągnięcia. Niestety, sytuacja naszego szpitala jest w dużej mierze konsekwencją decyzji podjętych w sąsiednich powiatach, zarówno bieszczadzki, jak i sanocki zlikwidowały swoje oddziały ginekologiczno-położnicze. W efekcie to właśnie Lesko pozostało jedynym miejscem w regionie świadczącym tego rodzaju opiekę. Statystyki pokazują, że rocznie odnotowujemy około 1200 przyjęć na oddział, z czego około 200 dotyczy porodów, natomiast pozostała część związana jest z leczeniem przypadków ginekologicznych

reklama

– powiedział starosta leski.

Wojciech Stelmach podkreślił, że utrzymywanie oddziału bez odpowiednich środków i personelu nie jest możliwe.

Jeżeli się uprzemy, że chcemy mieć wszystkie oddziały, a nie mamy środków ani ludzi, to doprowadzimy szpital do jeszcze gorszej sytuacji. Uważam, że likwidacja oddziału ginekologiczno-położniczego jest jedyną opcją na uratowanie placówki. Wolę pomóc około dziesięciu osobom, które mogą stracić pracę, niż narazić 370 pozostałych pracowników na brak wynagrodzeń

– dodał.

Głosy sprzeciwu i apel o dalszą walkę

Nie wszyscy radni byli gotowi zaakceptować decyzję o likwidacji oddziału. Radna Barbara Jankiewicz podkreśliła, że należy poczekać na nowe przepisy i możliwości wsparcia finansowego.

Uważam, że jeszcze możemy walczyć o położnictwo, jak i cały szpital. Do końca roku pozostało już niewiele i powinniśmy wstrzymać się z decyzją. Czekamy na ustawę dotyczącą pomocy z Banku Gospodarstwa Krajowego. To kwestia tego, na ile miesięcy rozłożą nam spłatę i czy zachowają przepis, który mówi o umorzeniach, jeżeli będzie realizowany proces naprawczy. Są już wytyczne, jak ten program powinien wyglądać, dlatego nie rezygnujmy zbyt szybko

– wspomniała radna.

Radny Franciszek Krajewski zwrócił uwagę na fundamentalną wartość ochrony zdrowia.

Życia ludzkiego nie da się przeliczyć na pieniądze. Musimy rozmawiać z każdym po kolei, szukać porozumienia, podejmować próby fuzji z innym szpitalem. Jeśli tego nie zrobimy, wszystko upadnie. Zostaliśmy wybrani po to, by bronić ludzi, a nie tylko bilansować koszty

– podkreślił.

Głos personelu medycznego

Podczas sesji nie zabrakło także głosu pracowników medycznych. Położna Małgorzata Pucyk wyjaśniła, że oddział ginekologiczno-położniczy to nie tylko sale porodowe, ale także szeroka działalność ginekologiczna.

Na ginekologii mamy około tysiąca zabiegów rocznie. Personel, który w danym momencie nie odbiera porodów, pracuje właśnie na ginekologii. To nie jest tak, że się siedzi na sali porodowej i czeka, aż ktoś przyjdzie. To ciężka, ciągła praca, która pokazuje, że oddział ma sens i pełni istotną rolę w strukturze szpitala

– powiedziała położna leskiego szpitala.

Jak wyglądało głosowanie?

Po burzliwej dyskusji radni przystąpili do głosowania nad projektem uchwały w sprawie zmian w statucie Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Lesku. Wynik głosowania pokazał wyraźny podział opinii:

  • Za – 5 radnych,
  • Przeciw – 6 radnych,
  • Wstrzymało się – 3 radnych,
  • Nieobecnych – 1 radny.
 

Przyszłość oddziału ginekologiczno-położniczego w Lesku pozostaje niepewna. Sesja pokazała, że choć wielu radnych i mieszkańców chciałoby zachować oddział, realia finansowe i kadrowe stawiają pod znakiem zapytania możliwość jego dalszego funkcjonowania.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
logo