Komendant MO powiadomił ich, że aresztant nie żyje. Do Piotra dotarło, że ktoś może stać za tą śmiercią. Niespecjalnie obawiał się o siebie. Bał się o swoją rodzinę. Wiedział, że często jest nieobecny w domu i że żona z synkiem zostają pod opieką jedynie potężnego psa Ramzesa lub wilka Odysa.
Przeczytaj najpierw: Wilcze Opowieści cz. 9. Wilcza przyjaźń
Postanowił, że pora, aby Basia nauczyła się posługiwać dubeltówką. Cierpliwie tłumaczył co i jak a gdy stwierdził, że pora na praktyczne zajęcia, ustawił za stodołą leśnictwa puszki na drewnianych pieńkach i kilka zawiesił na sznurkach jako cel ruchomy.
Pierwszy strzał. Piotr był w szoku. Celnie. Drugi, trzeci i czwarty to samo. Trochę gorzej było z ruchomymi celami, ale ogólnie nieźle. Teraz już nieco spokojniej wyruszał do lasu. Basia potrafiła obsługiwać radiotelefon i wiedziała, że w razie "W" może ściągnąć tą drogą swojego męża do domu.
Tymczasem w niedalekim Łupkowie...
Na stacji kolejowej w Łupkowie wysiadło trzech mężczyzn. Ogromne plecaki i ubiór świadczyły o tym, że to turyści pragnący zwiedzać Bieszczady jesienią. Minęli osadę i skierowali się na zachód. Doskonale wiedzieli, gdzie idą. Po kilku godzinach mozolnej wędrówki byli u celu.Zapadał zmierzch. Jeden z nich pchnął wystający z ziemi zmurszały pień drzewa i powoli ich oczom ukazał się otwór, do którego weszli po kolei. Zaświecili latarki, pociągnęli za wystający lewar i pień ponownie zakrył otwór. Posuwając się betonowym korytarzem doszli do dużego pomieszczenia z kilkoma drzwiami wokół.
Na każdych drzwiach wyryty był i zamalowany czarną farbą złowieszczy znak - "TRYZUB". Byli w dawnej kwaterze UPA. Mieli zadanie do wykonania. Wyciągnęli jakieś zakamuflowane sprężynki, druciki, rurki, itp. i zaczęli to wszystko składać w logiczną całość. Za chwilę każdy z nich dysponował załadowanym pistoletem. Kilka godzin później dotarł do nich czwarty z załogi, który zameldował niskiemu człowiekowi, że wykonał zadanie. Rozłożyli śpiwory i położyli się spać.
Koniec września roku 1980 był bardzo ciepły i słoneczny w dzikich partiach bieszczadzkich gór. Ścieżką wydeptaną przez jelenie, cicho posuwały się dwie istoty, które nie potrzebowały mówić, aby móc się porozumieć. Przodem kroczył ogromny wilk, a tuż za nim człowiek w zielonym mundurze leśnika.
Robili cotygodniowy obchód leśnictwa. Dziś byli w trudno dostępnych rejonach, pełnych zabliźnionych ran z II wojny światowej, a nawet z dwuletniego okresu tuż po. Leśniczy Piotr znal las jak własną kieszeń.
Tajemna pozostałość po wojnie - ukryty bunkier.
Przypadkiem odkrył tajemnicze wejście do bunkra jakieś 10 lat wcześniej. Byli tam wiele razy z Odysem czy też z Ramzesem. Za każdym razem czuli wielką siłę zła bijącą z tego ponurego miejsca. Znaleźli też inne sekretne wejście z drugiej strony góry, które przez jakiś czas służyło wielkiej brunatnej niedźwiedzicy jako gawra do zimowego snu. Gdy ta wyniosła się żyć na Słowację, miejsce to pozostało prawie nieużywane. Ot, wilki jakieś czasami przeczekiwały tam burze śnieżne czy też dotkliwe upały.Dziś przechodząc obok zauważyli ślady ludzkiej bytności. Odys odruchowo zjeżył włos na grzbiecie, a Piotr pochylił się niżej czytając w zostawionych śladach jak w otwartej księdze. Ktoś był w środku.
Wyciągnął radio-telefon i ustawiając odpowiednią częstotliwość skontaktował się ze znajomym żołnierzem WOP. Zaczął mówić, gdy usłyszał trzask złamanej gałązki. Odwrócił się i otrzymał potężne uderzenie w głowę. Stracił przytomność.
Odys będący kilkadziesiąt metrów dalej kątem oka zauważył co się stało. W kilku potężnych susach dopadł atakującego i rozrywając mu zębami kurtkę razem z ręką, powalił go na ziemię chcąc się dostać do jego gardła. Poczuł potężne uderzenie w bok, w grzbiet i w głowę. Po tym ostatnim stracił przytomność.
Ocknęli się niemal jednocześnie. Leżeli obok siebie ze skrępowanymi rękami, nogami, łapami i zawiązanym wilczym pyskiem. Piotr słyszał przytłumione głosy dochodzące zza zamkniętych drzwi. Gdy dotarło do niego co planują ci bandyci, zmartwiał. Planują zabić jego oraz Odysa, a następnie udać się do leśniczówki i to samo uczynić z Ramzesem, Basią i małym Stasiem.
Uwolnienie i ratunek
Musiał coś zrobić. Próbował wiele razy, ale nie mógł rozwiązać, przeciąć, przegryźć swoich więzów. Wpadł na pomysł, aby uczynić to Odysowi. Przybliżył się do jego pyska i mozolnie zaczął przegryzać jego więzy, bacznie obserwując czy nikt nie idzie. Wreszcie udało mu się. Nadstawił swoje ręce i po kilku szarpnięciach Odysowych szczęk miał wolne ręce. Oswobodził swoje i wilcze nogi. Zaczaili się po obydwu stronach zamkniętych drzwi, gotowi do walki na śmierć i życie.Bandyci zostawili jednego z nich do wykonania wyroku na leśniczym, a pozostali trzej udali się na leśniczówkę, aby wykonać swoje okrutne zadanie.
Piotr usłyszał hałas otwieranych drzwi. Trzymaną w dłoniach wyrwaną ze ściany ziemianki deską, gotów był do obrony. Zanim zdążył zrobić z niej użytek, zobaczył jak Odys w potężnym wyskoku łapie za uzbrojoną w pistolet ręką i miażdży ją swoim jednym kłapnięciem, następnie dopada jego szyi i ... waha się co ma zrobić.
Zostawiając jęczącego i skrępowanego bandziora, Piotr i Odys biegną co sil w nogach do domu. Osłabiony leśnik wydaje polecenie Odysowi, aby ten pierwszy popędził do domu…
Barbara przeczuwając, że coś się święci, pogasiła światła zabierając dubeltówkę z amunicją oraz Stasia do piwnicy. Zabarykadowali się w miejscu, gdzie leżakowało mnóstwo butelek z winem. Załadowała nigdy nie używanymi przez Piotra "loftkami" czyli najgrubszym śrutem przeznaczonym dla wilków. Ramzes odmówił zamknięcia w piwnicy, gotów bronić swojego Stasia nawet za cenę życia.
Hałas otwartych kopnięciem drzwi wejściowych, zlał się w jeden głos z ogromnym hukiem broni dużego kalibru a potem jeszcze jeden i jeszcze. Barbara usłyszała znajomy głos młodego gajowego - pani Basiu zdążyłem.
- Ach, nawet nie wiesz jak bardzo zdążyłeś.
Rozległ się płacz wystraszonego dziecka, do którego wkrótce sama dołączyła zalewając się łzami. Zostali uratowani.
CDN
Autor: Wiesław Makuch