Twierdzi, że w życiu najważniejsza jest pasja i umiejętność identyfikowania się z własnymi celami. Kocha malować i robi to w niesamowity sposób, emanując pięknem i naturalnością. Na jego obrazach najczęściej pojawiają się zwierzęta i właśnie z tego typu dzieł jest najbardziej rozpoznawalny. Wszyscy, którzy zdecydowali odwiedzić się dzisiaj Przemyśl mieli okazję zobaczyć na żywo część „dorobku artystycznego” Andrzeja „Żmija” Borowskiego.
W Muzeum Narodowym Ziemi Przemyskiej odbył się dzisiaj wernisaż prac malarskich Andrzeja „Żmija Borowskiego”. Wszyscy zgromadzeni mogli na żywo obejrzeć dzieła bieszczadzkiego artysty, a także porozmawiać z nim osobiście. Podczas wystąpienia na scenie „Żmiju” podkreślił, że doszedł do tego miejsca w którym jest teraz dzięki ludziom.
Jak ktoś mówi, że maluje dla siebie to nie wierzę. Ja maluje zawsze dla kogoś i w życiu nie sprzedałem obrazu człowiekowi, którego nie znam. Moje obrazy są jak moje dzieci
- mówił Andrzej Borowski.
Człowiek o artystycznej duszy
Andrzej „Żmiju” Borowski to człowiek z charyzmą i artystyczną duszą. W Bieszczady po raz pierwszy przyjechał w 1978 roku. Przybył w ten zakątek Polski na plener malarski ze szkoły plastycznej, do której uczęszczał we Wrocławiu. Zachwyt, jaki go ogarnął będąc w tym miejscu, zaowocował tym, że zostawił swoje dotychczasowe życie i mówiąc przysłowiowo „wyjechał w Bieszczady” i jak to zazwyczaj bywa – został do dnia dzisiejszego.Prowadzi on nie tylko działalność artystyczną, ale też działa na rzecz dzikich zwierząt zamieszkujących południowe tereny Podkarpacia. Jak sam o sobie mówi, jest malarzem animalistą, ponieważ motywem przewodnim jego obrazów są sylwetki zwierząt. Chodząc po lesie, przemierzając zarośla, odnajduje sens swojego życia, to co najbardziej sobie ceni, czyli święty spokój. „Żmiju” marzył zawsze o zobaczeniu na żywo niedźwiedzi czy wilków.
A dlaczego „Żmiju”? Taki pseudonim wziął się od jego zamiłowania do węży. Kocha Eskulapy, dlatego jeden z kolegów nazwał go „Żmiju”. Jeszcze wtedy nikt nie zdawał sobie sprawy, że taka ksywa zostanie z nim do dziś.