Schronisko pod Łopiennikiem zwane również Chatką na Horodku to już historia. Historia, którą opowiada Jędruś Ciupaga.
Zostało wybudowane w latach pięćdziesiątych przez wojsko jako posterunek obserwacyjno - meldunkowy. Budowlę sprowadzono ze Słowacji. Obok pobudowano drewniane wieże – triangulacyjne do obserwacji terenu. Był to posterunek obserwacyjno-meldunkowy OPL (Ochrony Przeciwlotniczej).
To może Cię również zainteresować: Chatka Puchatka kiedyś i dziś
W połowie lat 60-tych obiekt wraz ze znajdującą się obok wieżą triangulacyjną przeszedł we władanie PTTK w Lesku. PTTK przekazało budynek, za symboliczną złotówkę Radzie Okręgowej Zrzeszenia Studentów Polskich. I właśnie z ramienia tej Rady, w Bieszczady przybył późniejszy, pierwszy gospodarz Schroniska na Łopienniku – Witold Cygan.
Zobacz inne opowiadanie Jędrusia Ciupagi: Łopienka. Z kart historii
Rezydenci
Wiosną 1965 roku rozpoczęto sprzątanie podniszczonego obiektu i pierwsze remonty. Powstały też słynne (o tym później) 273 schody, które prowadziły ze źródełka do schroniska.I tak już latem 1965 roku budynek był gotowy na przyjęcie pierwszych turystów. Pomimo tego, że warunki były iście spartańskie – brakowało prądu i wody – Schronisko na Łopienniku nie narzekało na brak odwiedzających. W sezonie, nocowało tam nawet i osiemdziesiąt osób (w teorii mieściło się 30 osób).
Po dwóch latach Cygan rozstał się ze schroniskiem, a nowym szefem został Leon. Niestety, wówczas straciło swoje walory turystyczne przekształcając się w miejsce zakrapianych imprez. Leon nie cieszył się posadą zbyt długo.
Na przełomie lat lat 1967/68 opiekę nad schroniskiem przejął Olgierd Łotoczko. Po tragicznej śmierci Olgierda w górach Hindukuszu szefostwo objął Maciek Pytel, ale i on wyjechał otrzymując intratną posadę. Po nim rezydentami byli Halinka - polonistka z Łodzi i Maciek ,,Złota rączka".
Niestety pomimo że potrafił zrobić wszystko, nowy gospodarz miał jeden mankament. Nie stronił od kieliszka. W schronisku był tylko rezydentem. Nie miał żadnego oficjalnego zatrudnienia chociaż o to zabiegał.
Był wrzesień 1977 r. kiedy Maciek udał się na pocztę w Cisnej. Odebrał list. Okazało się, że etat w schronisku, o który się ubiegał nie został mu przyznany.
Wraca wtedy do Schroniska i pije alkohol. Za kilkanaście minut obiekt płonie. Czy tak było do końca dziś trudno cokolwiek stwierdzić. W miejscu gdzie stał budynek pozostały tylko fragmenty podmurówki.
Schronisko pod Łopiennikiem to kolejne miejsce które obrasta Bieszczadzką legendą.
Z bieszczadzkim pozdrowieniem Jędruś Ciupaga
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.