Krystyna Rados – znana jako „Krysia” – była dla wielu uosobieniem tego, czym Bieszczady są naprawdę. Miejscem wolności, serdeczności i prawdziwej prostoty życia. Jej historia to opowieść o miłości do gór, do ludzi i do życia w zgodzie z naturą. Choć minęły już cztery lata od jej śmierci, pamięć o niej nie gaśnie.
Świadomy wybór
W Bieszczady przyjechała jako 25-letnia dziewczyna w 1975 roku. To właśnie tutaj, w krainie ciszy i dzikiej przestrzeni, odnalazła swoje miejsce na ziemi. Nie bez znaczenia była postać jej ojca – Zdzisława Radosa, znanego artysty i postaci wyjątkowo związanej z regionem. To on wprowadził ją w świat bieszczadzkiej społeczności: gospodarzy schronisk, ratowników Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, ludzi żyjących z dala od miejskiego zgiełku.To, co zobaczyła, urzekło ją do tego stopnia, że bez wahania zdecydowała się przyjąć propozycję prowadzenia schroniska „Szczerbanówka” w Maniowie. Choć oznaczało to samotność, odległość od szlaków i brak wygód – nie miała wątpliwości.
Nowy dom na Przysłupiu
Po likwidacji schroniska w Maniowie nadszedł czas na kolejne wyzwanie, a mianowicie prowadzenie „Koliby” na Przysłupiu Caryńskim, należącej do Politechniki Warszawskiej. Położona w samym sercu Bieszczadów, z widokiem na Tarnicę, Szeroki Wierch i Bukowe Berdo, była miejscem wyjątkowym.
To był wspaniały czas. Siadałam przed „Kolibą” i miałam cudowny widok na Bieszczady Wysokie. Tam też nauczyłam się prawdziwej turystyki, ponieważ przyjeżdżało bardzo dużo gości
– wspominała Krystyna Rados.
Choroba, upadek i powrót dzięki przyjaciołom
Życie w górach to nie tylko piękno i wolność. To także samotność, trudne warunki i – jak się okazało – choroba. Gdy stan zdrowia nie pozwalał jej już na pracę z takim zaangażowaniem jak dotąd, Krystyna Rados musiała wycofać się z „Koliby”. Był to moment kryzysu, ale nie została sama. Przyjaciele pomogli jej się pozbierać. Wkrótce trafiła do Łupkowa, gdzie dawniej znajdowała się placówka Straży Granicznej. To miejsce, nieco z dala od głównych szlaków, przemieniła w coś wyjątkowego – RADOSne Szwejkowo. Nazwa mówiła wszystko: gościnność, pogoda ducha, dystans do świata.
Przystań dla tych, którzy szukali prawdziwego spokoju
RADOSne Szwejkowo stało się oazą spokoju. Brak zasięgu, wspólna kuchnia, klimat dawnych lat – to wszystko przyciągało turystów szukających autentycznego doświadczenia. Krystyna Rados była tam nie tylko gospodynią, ale i duszą miejsca.Mimo postępującej choroby, nie traciła pogody ducha. Zawsze obecna na spotkaniach towarzyskich, serdeczna, naturalna, z nieodłącznym uśmiechem. Była częścią bieszczadzkiej legendy, jakich dziś już coraz mniej.
Krystyna Rados odeszła cztery lata temu, w nocy z 17 na 18 kwietnia 2021 roku. Miała 71 lat.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.