Marek Pasiniewicz całe dorosłe życie związał z bieszczadzkimi lasami. Był leśnikiem „z serca, z wyboru, z codziennego życia” – podkreślają jego współpracownicy. Nie ograniczał się do obowiązków służbowych: aktywnie chronił dziką zwierzynę, zwłaszcza żubry i niedźwiedzie, symbolicznie odpowiadając za to, co w Bieszczadach najcenniejsze – naturalną bioróżnorodność.
Leśnik, który nie tylko znał przyrodę, ale ją rozumiał i chronił
– napisali w pożegnalnym komunikacie Opiekunowie Bieszczadzkiej Historii.
Zaangażowany samorządowiec
Marek Pasiniewicz angażował się również w sprawy swojej małej ojczyzny jako radny Gminy Komańcza. Jak podkreślają mieszkańcy, wykonywał tę funkcję „spokojnie, uczciwie, z troską o ludzi i miejsce, w którym żyjemy”. Unikał rozgłosu, skupiał się na pracy – od porządkowania spraw drogowych po wspieranie lokalnych inicjatyw kulturalnych i edukacyjnych.Najświeższym śladem jego działalności pozostanie stalowa kotwa, którą własnoręcznie przygotował pod pamiątkowy krzyż na cmentarzu wojennym w Zubeńsku. Konstrukcja ma służyć przez dziesięciolecia, „trzymać to, co ważne” – jak podkreśla stowarzyszenie. Symbolicznie oddaje to, w jaki sposób Marek Pasiniewicz „trzymał w garści rzeczywistość swoją obecnością i zaangażowaniem”.
Śmierć Marka Pasiniewicza nastąpiła niespełna rok po odejściu jego brata Adama. „Trudno uwierzyć, że straciliśmy ich obu w tak krótkim czasie” – czytamy w informacji opublikowanej przez Opiekunów Bieszczadzkiej Historii.
Komentarze (0)