reklama

"Niedźwiedź Mospanie!" O drapieżnikach w Ameryce i Bieszczadach [FELIETON]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: pexels

"Niedźwiedź Mospanie!" O drapieżnikach w Ameryce i Bieszczadach [FELIETON] - Zdjęcie główne

zdjęcie ilustracyjne | foto pexels

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

AktualnościW ostatnich latach coraz głośniej w mediach mówi się o niebezpiecznych spotkaniach ludzi z bieszczadzkimi wilkami i niedźwiedziami, w których poszkodowanym jest człowiek. Zdarzenia te prowokują zażarte dyskusje, jak rozwiązać to narastające zjawisko. Niestety u nas, nikt nie jest w stanie szybko podjąć racjonalnych i adekwatnych decyzji. Te wiadomości oraz ostatnio przeczytane opracowanie raportu Fundacji Dziedzictwa Przyrodniczego pt. „Niedźwiedziom najtrudniej jest przetrwać w Bieszczadach” i komentarzy do niego, sprowokowały mnie do opisania, jak z niedźwiedzim problemem radzą sobie pragmatyczni Jankesi, z czym jakiś czas temu miałem okazję zapoznać się w stanie Wisconsin.
reklama

Monitoringiem populacji baribala (to inna nazwa czarnego niedźwiedzia – gatunku, który zamieszkuje tę część kontynentu północnoamerykańskiego) w Wisconsin zajmuje się Bureau of Wildlife Managment, którego działania na przestrzeni kilkudziesięciu ostatnich lat, polegające na tworzeniu warunków sprzyjających tym zwierzętom, doprowadziły do znacznego wzrostu ich liczebności z około 9 tysięcy w 1989 roku do dzisiejszych około 24 tysięcy. Zadaniem Biura jest również obserwacja i kontrolowanie ludzko-zwierzęcych relacji, w tym wydawanie pozwoleń na odstrzał. Misiów, nie ludzi, bo nie posiadają one na tym obszarze poważniejszego, poza człowiekiem, rzecz jasna, naturalnego wroga, więc polowania są główną metodą regulacji populacji tego drapieżnika, bo konsekwencją jej wzrostu jest wchodzenie sobie w drogę Homo Sapiens i Ursus Americanus. Jak wiadomo, to wchodzenie trwa na Ziemi od czasów dalekich przodków, zarówno „Sapiensów” jak i „Ursusów”, a rezultat jest wiadomy: „Ursusy” były na skraju wyginięcia. Biuro stara się dopilnować, żeby tym razem żadna ze stron nie uzyskała zdecydowanej przewagi.

reklama

Chętnych do położenia sobie na podłodze skóry z niedźwiedzia zamiast dywanu jest cała armia, ale nie ma w tej kwestii „wolnej amerykanki”. Biuro ściśle określa, ile miśków można odstrzelić. W 2022 roku złożono w Wisconsin 136 463 podania o pozwolenie zapolowania na misia. Wydano ich 12 165, a zabito 4 009 sztuk. Czas oczekiwania na uzyskanie zgody w Wisconsin wynosi średnio 12 lat. Samo zdobycie papierka nie gwarantuje sukcesu, gdyż trzeba jeszcze spełnić szereg warunków (między innymi wyśrubowane normy czasowe) i przede wszystkim trzeba wytropić futrzaka. Jak to w Ameryce, źródło kasy jest: taka licencja na 2022 rok kosztowała mieszkańców stanu $49 a łowców spoza niego $251. Koszt samego wypełnienia aplikacji: $4.50 (x 136 463 = $613 962). Dokonano również 536 relokacji uciążliwych niedźwiadków (na 858 złożonych wniosków).

reklama

Trudno powiedzieć, czy w wyniku działania w/w biura, czy warunków w jakich niedźwiedź tam żyje (zalesienie stanu Wisconsin to 46%, a jego północna część jest bardzo słabo zaludniona, nie ma tam dużego natężenia ruchu turystycznego i w związku z tym rozbudowanej infrastruktury turystycznej), przypadku śmiertelnego ataku na człowieka w Wisconsin nie było. W ostatnich 10 latach odnotowano tylko 9 konfrontacji (oczywiście konfrontacji nie związanej z polowaniem), w których ranny został człowiek. W odniesieniu do całych Stanów i Kanady już tak wesoło nie jest: corocznie ginie kilka osób. W mijającym – sześć. Opublikowana w sieci statystyka to bardzo ciekawa lektura. Obejmuje ona okres 186 lat (1837 – 2023). Z zapartym tchem przeglądałem te dane, które oprócz miejsca i daty ataków podają też krótki opis „sceny kryminalnej”, jak również linki do artykułów prasowych opisujących te wydarzenia w lokalnych gazetach. Fascynująca lektura! Czyta się to niemal jak kronikę kryminalną, a futrzaści przestępcy wykazują się niebywałą pomysłowością: włamują się do domów przez okna, ciemną nocą wyciągają ludzi z namiotów, w biały dzień znienacka napadają zza miasteczkowych opłotków, porywają niemowlaki z kołysek: http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_fatal_bear_attacks_in_North_America#Maps

reklama

Penetracja naturalnego środowiska niedźwiedzi

O ile w XIX wieku prawie wszystkie przypadki śmierci człowieka z niedźwiedzich łap związane były z polowaniami na te zwierzęta, to od początków XX wieku do dzisiaj wynikają głównie z penetracji naturalnego środowiska niedźwiedzi przez ludzi niezwiązanej z polowaniem. W omawianym okresie niedźwiedzie polarne, grizzly i czarne zabiły 205 ludzi, czyli rocznie 1.1 osoby. Zdecydowana większość ataków miała miejsce na różnego rodzaju terenach rekreacyjnych: parkach narodowych i innych, rezerwatach przyrody i tym podobnych obszarach ujętych w jakieś ramy organizacyjne. Najczęściej dochodziło do nich na szlakach turystycznych lub w ich pobliżu, na polach kampingowych, podczas wędkowania lub w okolicach domków letniskowych zaszytych w głębokich lasach. Wyraźnie widać, że kiedy ludzie zaczęli masowo, w celach wypoczynkowych, wkraczać na teren dotychczas „zagospodarowany” jedynie przez zwierzęta, liczba starć gwałtownie wzrosła. A że w wymienionych celach wkraczają bez „maczug”, to trup ściele się gęsto. Po obu stronach barykady, bo każdy przypadek zwycięstwa futrzaka spotyka się z natychmiastową wendetą dwunogów w postaci obławy wysoko wykwalifikowanej spec-grupy tropiącej, wyposażonej w supernowoczesny sprzęt, która prawie natychmiast eliminuje championa. Takie niedoróbki, jak w naszych Bieszczadach, gdzie jakiś czas temu podobna grupa nie zdołała wytropić „rozbójnika”, który napadł na goprowców, są tutaj nie do przyjęcia.

Coraz częstsze spotkania z drapieżnikami w Bieszczadach

Jak dotąd w Bieszczadach żaden miś żadnego człowieka jeszcze nie zabił, ale do spotkań i konfrontacji dochodzi w ostatnich latach coraz częściej. Dochodzi tym bardziej, że w porównaniu do amerykańskich przestrzeni, ta, którą ze sobą dzielą ludzie i misie u nas, to malutki obszar, a coraz większa liczba turystów, zbieraczy poroża, leśnego runa, a także pracowników leśnych, pszczelarzy, hodowców wszelkiej zwierzyny, mieszkańców łaknących spacerów wśród bieszczadzkich lasów, letników w daczach wyrastających jak grzyby po deszczu, wszystkich razem zapuszczających się w coraz głębsze ostępy, znacznie zwiększa prawdopodobieństwo natknięcia się na przedstawiciela również coraz liczniejszej, a tym samym mieszkającej coraz bliżej ludzi, populacji niedźwiedzi. Tym bardziej zwiększa, że sposób penetracji lasu przez „Homo Americanus” i „Homo Polonus” jest całkowicie odmienny.

W odróżnieniu od nas, przeciętny Amerykanin, czyli taki, który nie jest myśliwym albo innym surwiwalowcem, w głąb lasu się nie zapuszcza, bo po pierwsze nie ma tam McDonaldsa i telewizora, po drugie zaś, wnętrze lasu, nawet takiego, w którym nie ma niedźwiedzi i innej podobnej mu „gadziny”, jest dla niego środowiskiem zupełnie obcym, a tym samym pełnym potencjalnych, niewyobrażalnych wprost niebezpieczeństw. Dlatego też żadnych grzybów, jagód czy rogów nie zbiera (rogi zdarza się mu znaleźć jedynie pod własnym łóżkiem, a jagody i grzyby kupuje w sklepie, dokąd są przywożone ze specjalnych plantacji), do spacerów wystarczają mu w zupełności wyznaczone trasy, z których nie schodzi. Do ścisłych rezerwatów i ostoi zwierzyny, do których nie wolno wchodzić, nie wchodzi (odmiennie, niż dzieje się to u nas), z powodów wyłuszczonych powyżej, ale przede wszystkim dlatego, że zabraniają tego przepisy. A u nas? A to grzybiarz wlazł w gęsty młodnik w okolicy, gdzie żyją niedźwiedzie, a to zbieracz jelenich zrzutów wlazł do niedźwiedziej ostoi – obaj mimo tablic ostrzegawczo-informacyjnych, a to karmią misie przy turystycznych kwaterach i szlakach – też mimo tablic, a to narciarz wjechał do gawry, a to „ekolodzy” postanowili złożyć w gawrze wizytę misiowi układającemu się do zimowego snu. Włos się jeży! Nie tylko niedźwiedziowi. Misie też nie pozostają dłużne i coraz częściej zaglądają ludziom na podwórka, do kurników czy nawet do miast. Wspomniana wyżej wspólna przestrzeń staje się coraz mniejsza i wydaje się, że prędzej czy później może dojść do zdarzenia, które na poważnie postawi pytanie: strzelać, czy nie strzelać...?

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama