reklama

Niedźwiedzica, która podchodziła blisko zabudowań w gminie Solina i Sanok po raz drugi została odłowiona i wywieziona

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Aktualności
reklama

Młoda niedźwiedzica – o której po raz pierwszy zrobiło się głośno w momencie, gdy zaczęła podchodzić blisko gospodarstw domowych w gminie Solina – ponownie została odłowiona i wywieziona z dala od ludzi. Przez ostatnie tygodnie zwierzę było często widziane w okolicach Lisznej i Wujskiego w gminie Sanok. Decyzję o odłowieniu podjęto w trosce o bezpieczeństwo mieszkańców.

Pierwsze problemy z niedźwiedziem

Mieszkańcy gminy Solina przez kilka tygodni niemal codziennie zmagali się z problemem jakim była młoda niedźwiedzica. Zwierzę odważnie wchodziło na prywatne posesje, podchodziło pod zabudowania i polowało przede wszystkim na drób. W jednym z gospodarstw zjadło około 20 kur. Niebezpiecznie zrobiło się również w momencie, gdy niedźwiedź spacerował po placu zabaw przy przedszkolu w Bukowcu. Adam Piątkowski, wójt gminy Solina, wspomniał wówczas, że młody drapieżnik pokazywał się też w kilku innych miejscowościach, między innymi w Wołkowyi, Terce, Polańczyku, Bereżnicy Wyżnej czy Woli Matiaszowej.

Podejmowano wiele działań, by przepłoszyć niedźwiedzia. Najczęściej używano do tego petard, jednak na nic się to zdało. 26 czerwca w Bereżnicy Wyżnej udało się go trafić nabojem ze środkiem usypiającym. Po przebadaniu, wywieziono drapieżnika w okolicę Maniowej w gminie Komańcza. Otrzymał także obrożę telemetryczną, której zadaniem jest wskazywać na aktualne miejsce jego przebywania.

Niedźwiedź pojawił się na terenie gminy Sanok

Nie trzeba było długo czekać, by misio – przyzwyczajony do zdobywania łatwego pokarmu – ponownie pojawił się blisko ludzi. Dzięki obroży telemetrycznej ustalono, że przeszedł on wiele kilometrów przez lasy w Bieszczadach i Górach Sanocko-Turczańskich. Widziany był między innymi w okolicach sanockiego skansenu, na terenie miasta Sanok oraz na Białej Górze. Wówczas sprawą zajęli się wolontariusze z Fundacji Bieszczadziki, którzy przepłoszyli zwierzę. Niestety znowu nic to nie dało. Młody drapieżnik wrócił. Tym razem nękał mieszkańców Lisznej i Wujskiego. Pojawiało się wiele apeli, by dla bezpieczeństwa zamykać bramy wjazdowe na przydomowe posesje. Na nic się co zdało o czym świadczy wczorajszy przypadek do jakiego doszło w Wujskiem. Misio sforsował ogrodzenie i przedostał się do zwierząt.

Mieszkamy na końcu Wujskiego, tu gdzie droga łączy się z drogą do Lisznej. W godzinach porannych przeszedł przez płot naszej posesji, rozwalił kilka klatek i zagryzł 15 królików. Jednego zabitego królika pozostawił w klatce. Później jakieś 15 minut po zajściu widziałem go na posesji nieogrodzonej obok. Stał przy dużej jabłoni, chciałem zrobić zdjęcie, ale jak stanął na dwóch łapach, to z wrażenia mi aż telefon wypadł - robi wrażenie. Do godziny przyjechał pan leśniczy z grupy, która monitoruje misia. Pomimo radaru, za pomocą którego go namierzają, nie udało się go zlokalizować, gdyż sygnał zaniknął. Musiał wejść do potoku albo jaru. Mówili mi sąsiedzi, że wczoraj spacerował też po Wujskiem. Widziało go kilka osób

- mówił pan Mateusz, mieszkaniec Wujskiego, właściciel zagryzionych królików w rozmowie z portalem Korso Sanockie.

Niedźwiedź powtórnie został odłowiony i przetransportowany w odległe miejsce. Doszło do tego w kompleksie leśnym między Wujskiem a Liszną. Podjęto taką decyzję ze względu na bezpieczeństwo mieszkańców.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE