Jedni mówią, że wszystko zaczęło się od starożytnej lipy i gęsi. Ponoć pewnego dnia w gałęziach drzewa, rosnącego w Łopience do dziś, zatrzymał się obraz Matki Boskiej. Spostrzegły go ptaki, które głośnym gęganiem powiadomiły o tym mieszkańców.
We wsi nie nie było jednak godnego miejsca dla cudownej ikony, dlatego postanowiono przenieść wizerunek do pobliskiego przysiółka o nazwie Terki. Ikona jednak wróciła. Jeszcze kilkakrotnie woły ciągnęły cudowny obraz do sąsiedniej wsi, ale za każdym razem stawały na granicy Łopienki i nie chciały iść dalej.
Wszyscy uznali, że Matka Boska chce zamieszkać właśnie tutaj. Wybudowano więc murowaną cerkiew, a w głównym ołtarzu zawieszono cudowną ikonę.
A może było tak... Nad malutką drewnianą cerkwią w Łopience pojawiła ognista kula, która po chwili zgasła. Okazało się, że na gałęziach starej lipy rosnącej obok świątyni leży ikona Matki Boskiej bijąca złotym blaskiem.
Tak jak w poprzedniej opowieści, chciano przenieść obraz do cerkwi w Terkach, ale woły ciągnące wóz stanęły i zaczęły klękać, a mieszkańcy Łopienki zaczęli przejmująco łkać. Dlatego ksiądz – Andrzej Wawrowski, prawdopodobnie późniejszy inicjator budowy murowanej cerkwi postanowił, by obraz tu pozostał.
Łopienka stała się jednym z najważniejszych sanktuariów kultu maryjnego w Zachodnich Bieszczadach. Jeszcze w XIX wieku co roku na odpust 13 lipca (święto Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny) przybywało tu kilkanaście tysięcy wiernych – nie tylko Rusini, lecz także Pogórzanie zza Wisłoki, a nawet Górale śląscy spod Andrychowa.
Dziś w Łopience nie ma już nikogo – mieszkańcy wsi zostali wysiedleni w 1947 roku. Cudowną ikonę przeniesiono do kościoła w Polańczyku. W miejscu pustego śladu zawieszono kopię obrazu Matki Boskiej, ale siła cudownego wizerunku ciągle przyciąga pielgrzymów z całej Polski.