Skrzydła nad połoniną to nieznany epizod walk o Bieszczady. Z tego okresu pozostały wspomnienia opisane w pożółkłym brulionie.
Telefon zaterkotał głośno. Z meldunku wynikało, że kilku banderowców rabuje żywność. Oficer poderwał pluton alarmowy. Żołnierze w mig byli gotowi do wyjazdu. Po około dwóch kwadransach byli na miejscu. Niestety po bandytach nie było już śladu. Jedyna droga prowadziła w las. Z informacji jakie uzyskali wynikało, że dobra ładowano na wóz. Po chwili natrafili na nietypowy ślad. Była to rozsypana mąka. Jeden z worków musiał być uszkodzony i znaczył drogę ucieczki. Żołnierze nie spodziewali się takiego obrotu sprawy.
Zasadzka
Po ok. 3 km marszu doszli do spalonej wsi. Przy jednym z wypalonych domów ślad się urywał. „Tu musi być bunkier”… młody kapitan nie zdążył dokończyć zdania gdy padły strzały. Zrozumieli wtedy, że napad był prowokacją, a rozsypana mąka przynętą. Byli w zasadzce. Banderowcy otoczyli całą osadę. Co rusz nawoływali do podania się. Żołnierzom cierpła skóra na samą myśl co teraz może się wydarzyć. Sytuacja stawała się beznadziejna . Wiedzieli, że jeśli nie nadejdzie wsparcie zginą. Wyjście było tylko jedno. Ktoś z nich musiał ściągnąć pomoc. Na ochotnika zgłosił się najmłodszy z nich.To również Cię zainteresuje: Tragiczne dzieje mieszkańców w powojennych Bieszczadach
Rzucono świece dymne i skoncentrowano ogień na stanowiskach upowców. Czy żołnierz przeżyje i dojdzie? W nim była nadzieja. Na lotnisku w Sanoku odebrano meldunek. Potrzebne natychmiastowe wsparcie dla plutonu. Liczyła się każda sekunda. Piloci pobiegli do samolotów. Były to maszyny typu Po2 (kukuruźnik).
Tymczasem obrońcom kończyła się amunicja. Coraz częściej słychać było szczęk zamka. Ostatni nabój zostawiali dla siebie. Kiedy umierała nadzieja, na niebie pojawiło się ocalenie. Piloci zatoczyli krąg nad polem bitwy. Obrońcy w mig zrozumieli. Oznaczyli rakietnicą swoje pozycje. Odzew był natychmiastowy. Pierwsza wiązka granatów spadła wprost na stanowisko banderowskiego CKMu. Rozrywały się kolejne wiązki, a nawigatorzy słali serie z broni pokładowej. Takiej nawały nie wytrzymały szeregi banderowców. Zaczęli pospiesznie wycofywać się w kierunku lasu. Późnym wieczorem żołnierze dotarli na kwaterę. Byli zmęczeni, ale szczęśliwi bo wygrali życie. Samoloty biorące udział w akcji stacjonowały na lotnisku w Sanoku od 12.04.1946 r. do 30.07.1947r. . Dokładna liczba nie jest znana było to 5 lub 6 maszyn. Jedną z nich udało się uszkodzić banderowcom co ilustruje archiwalne zdjęcie.
Z bieszczadzkim pozdrowieniem Jędruś Ciupaga
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.