Od pokoleń oba te obrazy działały na wyobraźnię mieszkańców i wędrowców. Mgły dodawały krajobrazom tajemnicy, a buchające parą lasy po deszczu wyglądały tak niezwykle, że trudno było uwierzyć, iż to tylko gra natury. Nic dziwnego, że właśnie to drugie zjawisko obrosło opowieścią o niedźwiedziach, które w sercu Bieszczadów warzą swój złocisty napój. Legenda ta, przekazywana z ust do ust, przetrwała do dziś – i nadal budzi uśmiech oraz zaciekawienie każdego, kto spotka ją na swojej drodze.
Mgły – zwykłe zjawisko, niezwykły obraz
Mgła to nic innego jak chmura, która zeszła na ziemię. Powstaje wtedy, gdy wilgotne powietrze ochładza się i para wodna skrapla się w maleńkie kropelki, tworząc mleczną zasłonę tuż nad powierzchnią. Najczęściej pojawia się o poranku, kiedy chłodna noc spotyka się z ciepłym dniem.
W Bieszczadach to codzienny spektakl późnego lata i jesieni – i właśnie wtedy góry wyglądają najbardziej malowniczo. Doliny wypełnione białym mlekiem sprawiają wrażenie bezkresnego oceanu, z którego wyrastają szczyty i połoniny. Wschód słońca oglądany ponad warstwą mgły to jeden z tych widoków, które na długo zostają w pamięci.
Wiosenne mgły w bieszczadzkich dolinach/Fot. Grzegorz Lizakowski
Parujące lasy
Inny spektakl zaczyna się, gdy po ulewie nad górami wychodzi słońce. Mokre liście, ziemia i korony drzew oddają wilgoć, a nad lasami unoszą się gęste smugi pary.
Bieszczadzkie buki – zielone serce „warzenia piwa”
Główną rolę odgrywają tutaj buki karpackie, wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Ich rozłożyste korony i gęste liście sprawiają, że zatrzymują dużo wilgoci, a potem – kiedy nagle wychodzi słońce – zaczynają intensywnie oddawać ją do powietrza.
To zjawisko nazywa się transpiracją – drzewa „oddychają”, wypuszczając parę wodną. W efekcie całe zbocza pokrywają się smużkami wilgoci, a las wygląda tak, jakby pod jego powierzchnią ktoś naprawdę rozpalił wielkie kotły. Gdy do tego dojdą krople rosy na bukowych liściach i mleczna mgła w dolinach – krajobraz nabiera baśniowej, niemal nierealnej aury.
To właśnie ten widok – ciepłe góry buchające parą – najczęściej kojarzony jest z legendą o „niedźwiedziach warzących piwo”. Zjawisko potrafi trwać godzinami, a nawet całymi dniami, jeśli wilgoć wciąż unosi się z lasów. Nie ma w nim nic gwałtownego – to spokojny, powolny proces, który zmienia krajobraz w coś nierealnego i nieco tajemniczego. W takich chwilach łatwo uwierzyć, że bieszczadzka puszcza naprawdę skrywa w sobie pradawną opowieść.
Parujące bieszczadzkie lasy/fot. Dorota Krynicka
Literacki ślad – Aleksander Fredro w Cisnej
Legenda o „piwowarzących niedźwiedziach” nie została tylko w kręgu ustnych opowieści. Aleksander Fredro, który bywał w Cisnej w XIX wieku, zanotował w swoich pamiętnikach:
„Z gór czarnych kurzyło się wkoło – na co tam zwykli mawiać, że niedźwiedzie piwo warzą.”
Ten prosty zapis pokazuje, że już wtedy zjawisko parujących gór było zauważane i nazwane w charakterystyczny, żartobliwy sposób. Dzięki Fredrze motyw trafił do literatury, a legenda zyskała wymiar symboliczny i poetycki.
Mgła na ekranie – Wataha
Współczesny widz zna ten klimat choćby z serialu Wataha. Już w czołówce pojawiają się charakterystyczne obrazy: doliny tonące we mgle i zbocza buchające parą po deszczu. Mgła staje się tu niemal osobnym bohaterem – buduje atmosferę dzikości, pogranicza i tajemnicy. To dokładnie ten sam klimat, który od pokoleń kojarzy się z legendą o niedźwiedziach i „warzeniu piwa”.
Niedźwiedź i trunek – echo dawnych mitów i współczesne nawiązania
Choć bieszczadzka legenda wydaje się lokalną ciekawostką, motyw niedźwiedzia i trunku przewija się w wielu kulturach Europy. W fińskim eposie Kalevala piwo warzy Osmotar, a podczas rytuałów łowieckich zwanych peijaiset pito złocisty napój z czaszki niedźwiedzia, by pojednać się z duchem lasu. W pieśniach litewskich miś zasiada do uczty, a w wierzeniach słowiańskich od zawsze symbolizował siłę, dostatek i opiekę nad przyrodą.
Nic więc dziwnego, że także dziś ten motyw znajduje swoje odbicie w kulturze. Symbol niedźwiedzia warzącego piwo trafił nawet na etykiety – to właśnie on stał się inspiracją dla bieszczadzkiego browaru Ursa Major. Jego nazwa nawiązuje do gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy, a charakterystyczny miś w logo przypomina, że legenda o „piwowarzących niedźwiedziach” żyje w Bieszczadach nie tylko w opowieściach, ale i w szkle kufla.
Gdzie i kiedy zobaczyć te zjawiska?
Jeśli chcesz samemu przeżyć tę legendę, warto wiedzieć, gdzie najlepiej podziwiać mgły w Bieszczadach.
- Jezioro Solińskie – poranne mgły nad wodą tworzą niepowtarzalne pejzaże.
- Połonina Wetlińska – wschody słońca w mgle to widok, który zapada w pamięć na zawsze.
- Cisna i okolice – miejsce, gdzie Fredro zanotował swoje słynne słowa.
- Dolina Sanu – szczególnie po deszczu, kiedy lasy zaczynają „parować”.
Najlepsza pora? Późne lato, jesień i wczesna wiosna – wtedy mgły pojawiają się najczęściej.
Spacer wśród obłoków/fot. Dorota Krynicka
Legenda, która żyje dalej
Dziś powiedzenie o niedźwiedziach warzących piwo to już nie tylko folklor. To część tożsamości regionu, humorystyczny, a jednocześnie magiczny sposób opowiadania o tym, co natura robi w Bieszczadach każdego dnia.
Kiedy więc następnym razem zobaczysz, jak doliny toną w białej zasłonie albo jak lasy parują po deszczu – uśmiechnij się. Bo może właśnie wtedy bieszczadzkie niedźwiedzie mają swoje wielkie warzenie.
Komentarze (0)