Do ogólnopolskiej akcji protestacyjnej włączyli się również rolnicy z województwa podkarpackiego, w tym także z gminy Lesko i okolic. Około godziny 10:30 protestujący przejechali swoimi pojazdami drogą krajową nr 84 przez Lesko w kierunku Postołowia. Następnie zawrócili i ponownie przejechali przez miasto, tym razem w kierunku miejscowości Glinne. W ten sposób mieszkańcy wyrazili swoje niezadowolenie z wprowadzenia europejskich polityk klimatycznych i napływowi towarów z Ukrainy.
O co walczą rolnicy?
Obecny niepokój polskich rolników, manifestowany poprzez strajki, rzuca światło na kontrowersje związane z wprowadzaniem przepisów Unii Europejskiej, szczególnie związanych z tak zwanym Zielonym Ładem. Plan, skupiający się na neutralności klimatycznej do 2050 roku, staje się źródłem niezgody wśród polskich agrariuszy. Manifestacje mają miejsce w kontekście narastających wyzwań, z którymi musi zmierzyć się przemysł rolny, obejmujące między innymi niskie ceny produktów rolnych, znaczne koszty produkcji oraz niepewność związana z polityką rolną Unii Europejskiej. Rolnicy podkreślają, że ich protesty nie są wymierzone w społeczeństwo, lecz mają na celu zwrócenie uwagi na pilne potrzeby sektora, który stanowi kluczowy fundament dla bezpieczeństwa żywnościowego kraju.
Nasz strajk nie dotyczy tylko rolników, ale całego społeczeństwa, do którego trafiają te produkty. Chodzi przede wszystkim o to, jakie wymogi musi spełnić europejski rolnik. One są bardzo wysokie i my nie mówimy, że to źle, ale dlaczego rynek zalewany jest produktami z Ukrainy, nad którą nikt nie ma kontroli? Dla przykładu, my możemy stosować środki ochrony roślin tylko ze ściśle określonej listy. To są bardzo restrykcyjne przepisy. Niektóre preparaty możemy używać tylko w poszczególne dni tygodnia
– wyjaśnia stanowisko polskich rolników Natalia Thiede-Krzewińska.
Natalia Thiede-Krzewińska dodaje, że nie ma kontroli nad tym, co do trafia do nas z Ukrainy. W tym temacie nie ma żadnych zasad.
Dlatego też trafiają do nas produkty zagrzybione, z przekroczonymi normami, jeżeli chodzi o zawartość szkodliwych substancji i zawilgocone
– podsumowuje Natalia Thiede-Krzewińska.
Rolniczka przypomina, że wiele młynów odmawia przyjęcia pszenicy z Ukrainy. Jednak są takie, które ją biorą, ponieważ jest tańsza. Później chleb z takiej mąki ląduje w piekarniach, a ludzie nieświadomie go zjadają.
Jedzenie takich produktów będzie miała swoje konsekwencje zdrowotne i nikt o tym nie mówi. Jako producent żywności nie godzę się na takie standardy
– podkreśla.
Poza tym rolnikom nie podoba się między innymi fakt, że Unia nakazuje im, by 4 procent ich pola stało ugorem (w przyszłości ma być to 6 procent), co oznacza, że część ich ziemi, na określony czas, musi być wyłączona z rolniczego użytkowania.
Unia Europejska stała się wyznacznikiem tego, co nam wolno, a czego nie. Zabronili nam wjeżdżać starszymi samochodami do centrum miast, palić w kominkach, za chwilę wejdzie zakaz używania pieców gazowych
– przekonują rolnicy.
Od rolników wymaga się rozbudowanej biurokracji, co również im się nie podoba.
Musimy dokumentować, chociażby fakt wywożenia gnojownika. Wiele rzeczy mamy robić, jak w zegarku. Tylko w dzisiejszych czasach trudno jest wszystko zaplanować, my czasami też korzystamy z tak zwanego okna pogodowego. Ja wiem, że podczas strajków ludzie widzą nasze maszyny rolnicze i mówią, że wciąż narzekamy, a dostajemy dopłaty i stać na te nowoczesne ciągniki. Niewiele osób wie, że polskie dopłaty są najniższe w Unii, a ciągniki kupujmy, bo mimo wszystko chcemy się rozwijać. Te maszyny większość z nas kupiła na kredyt, który będzie spłacać przez wiele, wiele lat
– wylicza Natalia Thiede-Krzewińska.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.