reklama

Ławeczka Majstra Biedy w Wetlinie. To dobre miejsce do spotkania się z dobrymi ludźmi [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Ławeczka Majstra Biedy w Wetlinie. To dobre miejsce do spotkania się z dobrymi ludźmi [ZDJĘCIA] - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
34
zdjęć

Udostępnij na:
Facebook
Bieszczadzkie ciekawostkiW Wetlinie, w Starym Siole na wędrowców czeka Majster Bieda. Czeka, siedząc na ławeczce i spoglądając na ukochane Bieszczady. Czeka z łubianką pełną jagód. I z wiewiórką na ramieniu.
reklama

W sobotę 13 maja, w Wetlinie, syn Władysława Nadopty, Tadeusz odsłonił pamiątkową ławeczkę „Majstra Biedy”. Zaraz potem zespół Wolna Grupa Bukowina, wraz ze zgromadzonymi uczestnikami wydarzenia, zaśpiewał kultowy utwór "Majster Bieda".  Ławeczka, na której przysiadł legendarny bohater piosenki znajduje się w Wetlinie, na początku szlaku prowadzącego w kierunku Przełęczy Orłowicza

Skoro „Majster Bieda” nie może leżeć na cmentarzu w Wetlinie, niech swoją postacią przypomina o bieszczadnikach sprzed lat. Niech przyjdzie „zieloną wiosną” do Wetliny i siądzie na oczyszczonym z zielska przydrożu, patrząc na niepusty gościniec, kładąc obok swój skromny plecak, może łubiankę z grzybami czy jagodami… Niech przycupnie nieopodal sklepu, by przypomnieć czasy ludzi wolnych - zauważa Edward Marszałek rzecznik prasowy RDLP w Krośnie. 

reklama

To nie jest pomnik. To dobre miejsce zagrania, dobre miejsce do słuchania

Pożegnanie Majstra Biedy

Kiedy znowu przyszło lato odszedł Majster Bieda. Zostałego po nim miejsca zapełnić się nie da. Nie postawią mu pomnika - któż za to zapłaci. Lecz legendą pozostanie wśród bieszczadzkich braci Wiesława Kwinto-Kołczan

I my tak naprawdę nie postawiliśmy Władziowi pomnika, tylko zrobiliśmy ławeczkę, zrobiliśmy dobre miejsce do spotkań, dobre miejsce do słuchania muzyki, dobre miejsce do zagrania, dobre miejsce do spotkania się z dobrymi ludźmi. I w bardzo dobrym towarzystwie - powiedziała podczas uroczystości Agata Basarab.

reklama

Agata Basarab jest pomysłodawczynią i inicjatorką zrzutki, a jej pomysł podchwycił Andrzej Łukaszczuk - emerytowany sołtys Wetliny i ratownik GOPR. Do pomocy włączyli się ratownicy Bieszczadzkiej Grupy GOPR. 

Zaprojektowania i wykonania ławeczki podjął się jest Jacek Kucaba, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, pochodzący z Bieszczad, były ratownik GOPR-u, rzeźbiarz i twórca postaci Wojciecha Belona na ławeczce w Busko-Zdroju. 

Podczas uroczystości Andrzej Potocki - dziennikarz i publicysta, wspomniał o powiązaniach Władysława Nadopty z Bieszczadzką Grupą GOPR.

reklama

Zapewne nikt nie poznał tak Bieszczadów jak Władek Nadopta. On był człowiekiem lasu. Wszystkie ścieżki, nawet te dzikich zwierząt. Nie wiem czy jest jakiś szczyt w Bieszczadach, nawet z tych bezimiennych, na których Władka nie było. Ta znajomość Bieszczadów wielokrotnie pomagała ludziom, którzy zbłądzili, ale także goprowcom. Władek niejednokrotnie pomagał odszukać tych zaginionych. Czasami bez potrzeby uciekania się do GOPR-u mówił ludziom jak mogą dojść do jakiejś drogi, cywilizacji, gdziekolwiek. I za tę jego pomoc uhonorowano go Odznaką Zasłużony dla Ratownictwa Górskiego. 

Na pomysł postawienia pamiątkowej ławeczki dla Majstra Biedy wpadł również Ludwik Pińczuk. Jak wspomina Edward Marszałek w książce „Lutek, co miał szałas na Połoninie”: 

Nadopta często zaglądał na połoninę, bo po noclegu, o świcie ruszał na jagody, czasami koczował tam całymi tygodniami. Przychodził też pod koniec zimy, by ruszać za zrzutami i wracał dopiero jak zaczynały się jagody. Władek wódki nie lubił, pił wódkę tylko w herbacie, więc czasem po piątej herbacie już mu nie przeszkadzała. Był jagodziarzem z dawnych czasów, przestrzegającym niepisanego kodeksu, który reguluje nasze podejście do natury. Powinien mieć taką ławeczkę, gdzie mogliby przysiąść turyści i posłuchać piosenki „Majster Bieda”.

Po uroczystościach związanych z odsłonięciem Ławeczki Majstra Biedy, Wolna Grupa Bukowina zagrała koncert na terenach PTTK w Wetlinie. Relacja z koncertu wkrótce.

Kim był Majster Bieda?

Majster Bieda, czyli Władysław Nadopta, był legendarnym bieszczadnikiem, a jego postać zyskała ogólnopolska sławę dzięki piosence napisanej przez Wojciecha Belona z Wolnej Grupy Bukowina. Tablica znajdująca się obok ławeczki przedstawia informacje na temat tego niezwykłego człowieka i jego związku z Bieszczadami.

Władysław Nadopta, skromny człowiek, urodzony we Lwowie 15 maja 1922 r. Po wojennej tułaczce wylądował jako górnik na Śląsku. W Bieszczady trafił w latach 60. XX w. i został w nich do końca życia. Pracował tu jako drwal i zbieracz runa leśnego. W latach 70. XX w. spotkał się z Wojciechem Belonem, wówczas liderem Wolnej Grupy Bukowina, kandydującym do Bieszczadzkiej Grupy GOPR i często przesiadującym w schronisku na Połoninie Wetlińskiej, gdzie tworzył swe kolejne turystyczne przeboje z motywami bieszczadzkimi.

Jeden z nich, zatytułowany „Majster Bieda”, powstał w 1971 r. z inspiracji osobowością i trybem życia Władysława Nadopty. Z czasem stał się on jednym z największych szlagierów w wykonaniu Wolnej Grupy Bukowina, pozostając wciąż w stałym repertuarze zespołu. 

Człowiek z piosenki napisanej przez Belona często gościł w goprowskich dyżurkach, a gdy ratownicy ruszali na akcję w góry, zostawał przy stacjonarnym radiotelefonie i pomagał w utrzymaniu łączności. Zazwyczaj też przyjeżdżał na Dzień ratownika, bo czuł się mocno związany z GOPR. Był odznaczony honorową odznaką „Za zasługi dla Ratownictwa Górskiego”, jako jedna z nielicznych osób niebędących ratownikiem GOPR.

Zmarł w czerwcu 2005 roku w Domu Pomocy Społecznej w Moczarach. Jego trumnę ponieśli goprowcy na kwaterę w odległej części cmentarza w Jasieniu (Ustrzyki Dolne). Nad grobem odśpiewali mu „Czerwony Pas”. 

Z kolei przewodnik beskidzki, senior Grupy Bieszczadzkiej GOPR - Jerzy Witold Korojewo w książce „Wołanie z Połonin” tak wspomina Władysława Nadoptę:

Majster Władek

Był rok – chyba siedemdziesiąty któryś… A może wcześniej? Siedzieliśmy z Willim Orsettim na dyżurce GOPR Bieszczady w starym schronisku – baraku PTTK w Ustrzykach Górnych Dyżur, jak dyżur, ale pamiętam, że nudziliśmy się setnie… Pewnie była to jakaś bardzo późna jesień – w każdym razie czas, gdy normalnie dyżurujący ratownicy więcej mieli roboty przy opatrywaniu ofiar bójek w „Pulpicie” (później przechrzczonym na Kremenaros) i wypadków przy zrywce drewna, niż przy poszkodowanych turystach, których zresztą poza sezonem było jak na lekarstwo…

Wieczór. Leniwe rozmowy przed wieczornym myciem garów i podrzucaniem drewna do pieca przerywa nam stukanie w drzwi. Gość – od pierwszego rzutu oka – miejscowy, w roboczym stroju, pyta nieśmiało, czy moglibyśmy mu pomóc. Pokazuje dłoń przewiązana byle jak opaską.

- Co się stało?

- A, jakaś drzazga wlazła, przy robocie w lesie (wtedy w nadleśnictwo Stuposiany, Lasy Państwowe)

Któryś z nas zdejmuje ostrożnie prowizoryczny, nieświeży opatrunek. Ukazuje się potężna, ropiejąca i zaogniona rana, a „drzazga” okazuje się potężnym fragmentem gałęzi, tkwiącym jeszcze pod skórą

- Kiedy to się stało?

- A, ze dwa dni temu…

Czyścimy to, odkażamy… Rivanol, jakiś sulfonamid. Robimy opatrunek i kategorycznie polecamy  zgłosić się nazajutrz do najbliższego lekarza w Lutowiskach, żeby przepisał silniejsze specyfiki niż te, jakimi sami dysponujemy. Ręka wygląda paskudnie! „Klient”, po wpisaniu do książki dyżurów, kilkakrotnie pyta, ile nam płaci i z wyraźnym niedowierzaniem przyjmuje informację, że nic nie jest nam winien

Wieczór dnia następnego – znów mamy tego samego gościa. Opatrunek na dłoni wyraźnie ten sam – nasz! 

- Nie był pan u lekarza?

- A nie, po co? Panowie tak dobrze to zrobiliście…

Zirytowani i nieco przestraszeni tym, co zobaczymy, rozwijamy bandaż. Ufff – jest wyraźnie lepiej. Opuchlizna znika, ropy prawie nie ma…Zmieniamy opatrunek już bez lekarsko-lutowiskowych zaleceń, świadomi, że i tak na nic się to nie zda. Powtarza się i opatrunek i sytuacja: 

- Panowie naprawdę nic nie płacę?

Po paru dniach rana była praktycznie zagojona. Poinformowaliśmy pacjenta, że może już więcej nie przychodzić – a sami postanowiliśmy uczcić zbliżający się koniec dyżuru porządnym obiadem  w „Pulpicie”. Wraz z zamówionym jedzeniem kelnerka podała nam dwie – niezamawiane - setki wódki. Widząc nasze zdumione miny wskazała, niepytana, stolik opodal.

- O to ten pan prosił, żeby panom podać. 

Zobaczyliśmy siedzącego w męskim towarzystwie naszego kilkudniowego pacjenta, który widząc nasze spojrzenia, wzniósł pełny kieliszek w niemym toaście. Odpowiedzieliśmy tym samym… Tak poznaliśmy „Majstra Biedę” – Władka Nadoptę. 

Dziś jestem przekonany, że był to pierwszy kontakt Władka z GOPR-em, którego rychło stał się członkiem wspierającym. Wspierał nas fizycznie w akcjach ratunkowych, wspierał życzliwym słowem i sama swą obecnością. A miała ona praktyczne znaczenie, bo jego bieszczadzkie życie kręciło się przecież wokół górskich schronisk.

Wiem, że nie przepadał za swoją belonowo-bukowinową legendą:

- „Majster Bieda” – jaki ze mnie biedak – Obruszał się, gdy ktoś wspominał, że jest bohaterem popularnej piosenki. Obruszał się też czasem, gdy zaczynano nieudolnie – jego zdaniem, śpiewać stare, lwowskie przeboje.

- A to nie tak szło – mruczał do sąsiadów i próbował „prostować” melodię czy słowa. 

Podobno polano mu trumnę wódką… Nie wiem, czy byłby z tego zadowolony. Nie stronił od alkoholu, ale w ciągu wielu lat kontaktów, nie zdarzyło się, bym widział go pijanego; czy to wyprawiał własne imieniny, czy – jak belonowy Majster Bieda – przysiadał się do ogniska, wokół którego krążyła gorzałeczka, czy przybywał jako zapraszany i ceniony gość na jakieś bieszczadzkie i ratownicze „imprezy”. Władek zawsze był w porządku.

O tym, że odszedł na niebieskie połoniny, dowiedziałem się po jego pogrzebie. Żałuję, bo chciałbym Go pożegnać! Ale i tak wiem, że się spotkamy..."

WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama